Jak wspólnie stwierdziliśmy jeszcze przed wejściem na pokład samolotu, byliśmy w drodze już dokładnie od dwóch dni. Licząc od godziny 8:00, kiedy wyszliśmy z Refugio Chileno w stronę autobusu — a po uwzględnieniu zmiany czasu — było to w sumie 44 godziny podróży. Nic dziwnego, że ten lot był wyjątkowo męczący. Oczy same się zamykały, a jednocześnie człowiek co chwilę się budził, bo było po prostu bardzo niewygodnie. Fotele w Iberia Express ustawiono tak ciasno, że nogi ledwo się mieściły. Do tego brak zagłówków sprawiał, że nie było o co oprzeć głowy. Mimo tych wszystkich niedogodności jakoś wytrwaliśmy ten jeden z ostatnich segmentów naszej podróży. O 10:30 samolot wylądował na lotnisku w Berlinie. Najważniejsze było to, że wszystkie nasze bagaże dotarły razem z nami. Na plecaki nie musieliśmy długo czekać, potem pozostało jeszcze ogarnięcie parkingu, z którego automat przy bramce uparcie nie chciał nas wypuścić. Udało się pokonać te problemy i o 11:30 byliśmy już w aucie, na niemieckiej autostradzie.