Lot był bardzo niespokojny. Co chwilę wpadaliśmy w strefy turbulencji i trzeba było zapinać pasy. Nie były to co prawda bardzo silne wstrząsy, ale skutecznie dezorganizowały przebieg lotu. Stewardesy kilkukrotnie próbowały rozpocząć serwis posiłków, jednak za każdym razem musiały go przerywać. W efekcie obiad pojawił się dopiero po trzech godzinach lotu. Napoje nie były już regularnie rozdawane — pasażerowie chodzili po nie samodzielnie do stewardes. Lecieliśmy nad Brazylią, a z większych miast m.in. nad Brasílią i Fortalezą, dalej nad Wyspami Zielonego Przylądka i Wyspami Kanaryjskimi. Pod koniec lotu warunki się uspokoiły i serwis śniadaniowy przebiegł już znacznie sprawniej. Około 5:15 wylądowaliśmy w Madrycie. Podobnie jak przy wylocie, był to terminal T4S. Ponad godzinę zajęło nam dotarcie do bramki, z której odlatywał samolot do Berlina. Po drodze czekała nas kontrola paszportowa, przejazd podziemną kolejką do innego terminala, kontrola bagażu podręcznego oraz odnalezienie odpowiedniego skrzydła z naszą bramką. Kilka minut po 7:00 rozpoczął się boarding. Samolot ponownie był w pełni obłożony, więc zajęło trochę czasu, zanim wszyscy zajęli swoje miejsca. Tuż przed 8:00 wystartowaliśmy w kierunku Berlina.