O godzinie 13:20 podjechał autobus opisany jako AustralBus. Jedna ze strażniczek krzyknęła jednak do nas, że to SurBus — czyli sieć, w której mieliśmy bilety. Chwyciliśmy bagaże i z lekkim niedowierzaniem podeszliśmy do autobusu. Pierwszym dobrym znakiem była sieć Wi-Fi SurBus, która zawsze była dostępna w ich autobusach i do której automatycznie przyłączyły się nasze telefony. Grzegorz pokazał kierowcy bilety, ten sprawdził, czy będzie miejsce dla pięciu osób i dał nam znak, że możemy wsiadać. Tym sposobem wyjechaliśmy do Puerto Natales półtorej godziny wcześniej, niż planowaliśmy. Żeby było ciekawiej, już w autobusie — po zajrzeniu do skrzynki e-mailowej — okazało się, że jeden z naszych lotów zaplanowanych na 5 grudnia został anulowany. Przejazd minął bardzo szybko i już o 15:00 wysiedliśmy w deszczowym Puerto Natales. Udało nam się zmienić bilety na kolejny autobus do Punta Arenas z godziny 19:00 na 17:00, dzięki czemu nie musieliśmy czekać czterech godzin. W międzyczasie szybko odebraliśmy też bagaże z hotelu w Puerto Natales. Był jeszcze czas by na dworcu autobusowym zjeść po kanapce. Przez cały ten czas walczyliśmy też z naszymi lotami. Gdzieś po drodze linia LATAM „zgubiła” naszą rezerwację i wyglądało na to, że nie mamy jak dolecieć do Santiago de Chile. Wszystko wskazywało na to, że pośrednik Gotogate nie przekazał linii lotniczej numeru naszej rezerwacji. Ten segment lotu był wcześniej zmieniany i prawdopodobnie wtedy coś poszło nie tak. Po dwóch godzinach walki z infolinią Gotogate w końcu odnaleźli naszą rezerwację, choć wciąż była ona niepotwierdzona. Niby krok do przodu, ale do pełnego sukcesu było jeszcze daleko. Ostatecznie, około godziny 18:00, udało się dopiąć temat. Gotogate nam niewiele pomogło, ale Iberia znalazło rozwiązanie i wyszukało nam nowy lot — a właściwie cały zestaw lotów: wylot z Punta Arenas o 4:40, z Santiago de Chile o 13:05, z Madrytu o 7:40, a lądowanie w Berlinie o 10:45. Według tego planu mieliśmy być w domu niemal pół dnia wcześniej. Mimo zamieszania zawsze to jakaś korzyść. Około 20:15 dojechaliśmy do Punta Arenas. Szybko przespacerowaliśmy się do hotelu Mercurio, na recepcji odebraliśmy bagaże zostawione w hotelu jeszcze przed wyjazdem do Puerto Natales i rozpoczęliśmy przepakowywanie się. W zależności od potrzeb część ekipy zrobiła jeszcze wypad do sklepu na ostatnie zakupy. Dodatkowo zamówiliśmy w hotelu dwie taksówki (płatność tylko gotówką), żeby mieć pewność, że w nocy będzie czym dojechać na lotnisko. Jakoś nie wierzyliśmy, że Uber będzie miał wtedy wystarczającą liczbę kierowców. Potem zostało już tylko pakowanie, kąpiel, ostatnie piwko i około 23:00 — spać. W końcu pobudka następnego dnia miała być naprawdę bardzo wczesna.