Przed 8 była pobudka. Szybko zjedliśmy śniadanie i był czas na pakowanie bagaży. O 10 zdaliśmy pokoje, ale bagaż jeszcze został w hotelu, a my ruszyliśmy w dół, w stronę centrum na ostatnie zakupy. Każdy skupił się na zakupieniu pamiątek czy przekąsek na podróż. Po zrobionych zakupach weszliśmy jeszcze na chwilę do restauracji Stationen gdzie najpierw chcieliśmy zjeść burgera, ale finalnie skusiliśmy się na gulasz z renifera (235 NOK). Smakowało to naprawdę dobrze. Lepiej niż wczorajszy burger. Posileni kilka minut przed 13 rozpoczęliśmy powrotny marsz w górę, 2.5 kilometrową trasą do hotelu. Dotarliśmy tam przed godziną 14 czyli idealnie przed odjazdem spod hotelu autobusu na lotnisko. Ponieważ część grupy wolała zostać w centrum i tam dosiąść się do autobusu to zadeklarowaliśmy się, że po powrocie do hotelu zapakujemy do autobusu również bagaże tych, którzy nie zdecydowali się na maszerowanie. Autobus przyjechał punktualnie, nie zapomnieliśmy o żadnym z bagaży i na ponad godzinę przed wylotem byliśmy już na lotnisku. Czyli akcja bagaże zakończyła się pełnym sukcesem. Tym razem nie popełniliśmy błędu i przy check-in daliśmy razem nasze paszporty/dowody dzięki czemu w samolocie dostaliśmy miejsca obok siebie. Kontrola bezpieczeństwa poszła bardzo sprawnie i po chwili oczekiwaliśmy już tylko na boarding posilając się jeszcze przed podróżą zakupionymi na lotnisku kanapkami. Bardzo pozytywnie nas zaskoczyło to, że ceny na lotnisku są identyczne jak w markecie w centrum. Czyli jednak można tak zrobić, czyli nie wszędzie jest tak, że półlitrowa butelka wody na lotnisku zyskuje nagle na wartości kilkunastokrotnie. O 16:35 z 10 minutowym opóźnieniem wystartowaliśmy w kierunku Oslo, a jako ciekawostkę mogę dodać, że pilotem naszego samolotu była kobieta.