Dzień w Czorsztynie zaczął się od pochmurnej pogody. Prognozy pokazywały 50% ryzyka deszczu. Pierwotnie planowaliśmy tego dnia podejść z wózkiem do Morskiego Oka, jednak ostatecznie pomysł upadł z uwagi na dystans: prawie 20km w obie strony, z uwagi na nudną trasę: cały czas asfalt oraz z uwagi na tłumy turystów, którzy zapewne będą na górze. W związku z tym od samego rana wahaliśmy się co robić. Szukaliśmy czegoś spokojnego gdzie będzie można poruszać się wózkiem. Wahaliśmy się między Doliną Kościeliską, a Doliną Strążyską z dojściem pod wodospad Siklawica. Ostateczny wybór padł na Dolinę Strążyską głównie z uwagi na długość trasy, nawet kosztem tego, że z wózka trzeba było zrezygnować. W związku z tym przed 12 ruszyliśmy w stronę Zakopanego i około 13 zaparkowaliśmy na parkingu przy ulicy Strążyskiej. W Zakopanem jak na górską stolicę Polski na parking potrzeba trochę więcej dudków bo 20zł za cały dzień. Pogoda cały czas groziła deszczem i widząc ciemną chmurę wiszącą nad nami postanowiliśmy przeczekać deszcz w knajpce przed wejściem na szlak. Niestety deszcz padał na tyle długo, że po 2 godzinach spędzonych przy stole zdecydowaliśmy się zrezygnować z wychodzenia w góry. Niemniej z czystym sumieniem możemy polecić restaurację Roma i serwowane w niej pyszne naleśniki czy szarlotkę na ciepło. Skoro z Doliną Strążyską się nie udało to pojechaliśmy pod Wielką Krokiew by wykorzystać czas w Zakopanem. Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie skoczni (bilet 12zł od osoby dorosłej) w tym wjazd i zjazd wyciągiem na górę skoczni. My nie chcieliśmy jechać na górę z uwagi na Marysię, ale im byliśmy bliżej wyciągu tym bardziej przekonywaliśmy się, że może jednak się uda. Pogoda była bezwietrzna, obsługa zapewniała, że z takim maluchem można jechać. W końcu się zdecydowaliśmy. Obsługa specjalnie zwolniła wyciąg byśmy bezpieczniej mogli razem z Marysią wsiąść na krzesełko. Po wjechaniu wyciągiem na górę skoczni mogliśmy podziwiać skocznie z góry i przekonać się jakie widoki mają Stoch czy Żyła siedząc na belce startowej przed skokiem. Po tych atrakcjach zjechaliśmy na dół skoczni i ruszyliśmy w stronę samochodu. Przy okazji wizyty w wc w budynku skoczni przekonaliśmy się, że wcale nie ma tam kibelków na Małysza (narciarza). Bardzo byliśmy tym zawiedzeni i z tym uczuciem wróciliśmy do Czorsztyna na ognisko zorganizowane przez naszą gospodynię.