Do St Lucia dotarliśmy o 15:15. Przyjechaliśmy tu by wybrać się na rejs łodzią wraz z oglądaniem hipopotamów i krokodyli. Wcześniej próbowaliśmy rezerwować tę atrakcję przez internet w jednej z firm, ale okazało się, że na rejs o godzinie 16 miejsc już nie ma i proponowali nam godzinę 8:30 rano. Teraz na miejscu załatwiliśmy wstępy w 5 minut. Jak tylko wjechaliśmy do miasta to wstąpiliśmy do pierwszego miejsca, które oferowało tego typu wycieczki i po chwili mieliśmy już w rękach bilety w cenie 170 RND od osoby. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że by zobaczyć młode żółwiki wykluwające się z jaj i zmierzające przez plażę w stronę wody musimy odwiedzić odległy o 35 km Cape Vidal. Najlepiej wcześnie rano. Tym sposobem plany na jutrzejszy poranek same nam się skonkretyzowały. Na godzinę 16 pojechaliśmy na przystań skąd odpływała nasza łódź. Znowu mieliśmy prawie prywatną wycieczkę. Oprócz nas była jeszcze tylko dwójka turystów. Rejs trwał 2 godziny podczas, których zobaczyliśmy wiele hipopotamów, kilka krokodyli oraz wiele przeróżnych ptaków wodnych. Wszystko to z bardzo fajnym komentarzem naszego przewodnika. Dowiedzieliśmy się między innymi tego, że w okolicach St Lucia żyje obecnie około 800 hipopotamów, oraz że na ulicach miasteczka zdarza się spotkać hipopotama bo w nocy przychodzą napić się wody z basenów. Przewodnik wspominał również jak niebezpieczny może być hipopotam i jak jeden z mieszkańców stracił nogę gdy podczas spaceru z psem spotkał hipcia. To jedno z najniebezpieczniejszych zwierząt świata. Więcej ludzi ginie zabitych przez hipopotamy niż przez lwy czy rekiny. Niech nikogo nie zmyli pozorna powolność hipopotama. To bardzo szybkie zwierze i z łatwością dogoni uciekającego człowieka. Szybkość hipopotama to 14 m/s podczas gdy najszybszy człowiek czyli Usain Bolt biega 10 m/s. Po tych atrakcjach powrót na naszą kwaterę wypadł już częściowo po zachodzie słońca co było dla nas trochę stresujące. Po pierwsze nieznana trasa, dodatkowo nieoświetlone ulice, kiepsko wymalowane pasy na drogach oraz spacerujący poboczem tubylcy. Nie dość, że z powodu koloru skóry trudniej ich dostrzec to jeszcze większość ubiera się w ciemne kolory (bez żadnych odblasków) co powoduje, że po zmroku praktycznie są niewidoczni i nagle pojawiają się przed samochodem. Jak do tego dołożyć to, że przez jezdnie przechodzą w dowolnym miejscu i nie bacząc na samochody to wierzcie nam, że to było stresujące.