Z Hermanus wyruszyliśmy na sam koniec Afryki czyli na Przylądek Igielny. Dalej naprawdę już się nie da. Przed oczami mieliśmy już tylko ocean, a w zasadzie dwa oceany: Indyjski po lewej i Atlantycki po prawej i gdzieś, gdzieś daleko już poza zasięgiem wzroku była Antarktyda. Dojeżdżając na miejsce najpierw dojechaliśmy do latarni morskiej, tutaj kończyła się droga asfaltowa, a zaczynała szutrową. Był parking i dalej ostatni kilometr można iść zaczynającą się tutaj bardzo ładną ścieżką. My jednak skręciliśmy na drogę szutrową i podjechaliśmy na parking odległy zaledwie o 300m od przylądka. Widoki, które tam zastaliśmy zdobiły na nas jak do tej pory największe wrażenie z dotychczasowej podróży po RPA. Koniec Afryki jest przepiękny. Wstęp na teren przylądka jest bezpłatny co nas mile zaskoczyło. Po krótkim spacerze wzdłuż przylądkowego wybrzeże i po podziwianiu latarni pojechaliśmy do Bredasdorp do naszego hotelu. Tam wybraliśmy się fo polecanej w hotelu restauracji Julian's. Za 140 RND (ok 10 USD) we dwoje zjedliśmy taki obiad, że do teraz jesteśmy w szoku. Obiad był pyszny, duża porcja, przystawki i do tego ta cena. Naprawdę polecamy tę restaurację jak ktoś tu trafi. Inną ciekawostką z tego miejsca dla nas było to, że to był pierwszy hotel z wanną i sprawdzaliśmy, w którą stronę tworzą się wiry przy wypuszczaniu wody. Wyszło nam na to, że półkuli południowej jest to w przeciwnym kierunku niż wskazówki zegara. Kolejna ciekawostka z tej półkuli, a raczej zza Zwrotnika Koziorożca, na którą zwróciliśmy uwagę to fakt, że słońce w południe świeci z kierunku północnego, a nie jak w Europie z południowego.