Po krótkim przeorganizowaniu się, ubraniu wygodniejszych butów wybraliśmy się na dalsze zwiedzanie. Tym razem wyruszyliśmy wzdłuż alei Prado, która następnie przechodziła w Malecon do dzielnicy Reparto Punta Gorda. Po drodze co chwila zaczepiali nas kierowcy bici taxi oferując podwiezienie. Zazwyczaj zaczepka była następująca "Hola Amigo, where are you from". Z naszej strony zazwyczaj ucinaliśmy temat krótkim "Gracias". Czasami odpowiadaliśmy, że Polonia. Tym razem w odpowiedzi na informację, że jesteśmy z Polski otrzymaliśmy odpowiedź: "Lewandowski, Borussia, Błaszczykowski". To nie pierwszy raz na Kubie gdy lokalsi wspominali Lewandowskiego. Okazało się, że ten kierowca jest wielkim fanem piłki nożnej i stąd jego zorientowanie w temacie. Kiedy dotarliśmy na miejsce podziwialiśmy Marinę Cienfuegos oraz piękny Palacio del Valle. Ponownie wróciliśmy w okolice Parque Jose Marti, gdzie tym razem na spokojnie obejrzeliśmy wszystkie budynki wokół placu. Najciekawsze z nich to: Catedral de la Purisima Concepcion, Colegio "San Lorenzo", Teatro Tomás Terry, piękny i ogromny Palacio de Gobierno oraz Palacio Ferrer (Casa de la Cultura). Odpoczywając na placu Jose Martiego mieliśmy okazję spotkać dwie wycieczki z Polski oprowadzane przez przewodnika. Przeszły przed nami w odstępstwie maksymalnie 5 minut. Powoli słońce chowało się za horyzontem więc wróciliśmy do naszej casa gdzie czekał na nas obiad. Delikatnie mówiąc nie był to nasz najlepszy obiad na Kubie. Zupa była bardzo, bardzo gorąca za to danie główne było już zimne. Mieliśmy wrażenie jakby obiad był po prostu gdzieś zamówiony poza naszą casa i przyniesiony tutaj. Jeśli chodzi o potrawy to langusta okazała się bardzo smaczna, ale kurczak jakoś Kubance (czy komuś tam) nie wyszedł. Zdecydowanie najlepsze były lody na deser i sok z ananasa.