Tak jak przypuszczaliśmy do Bangkoku dotarliśmy z opóźnieniem. Zamiast o 5:30 na miejscu byliśmy kilka minut po 8. W związku z tym nasz pomysł by jeszcze odrobinę się zdrzemnąć w hotelu przed wyjazdem na zakupy nie przeszedł do fazy realizacji. Po dotarciu do hotelu ograniczyliśmy się do kąpieli, zjedzenia śniadania i taksówką pojechaliśmy na weekend market Chatuchak. To coś w stylu naszego poznańskiego Bema, ale tak z pięć razy większe. Można tu kupić praktycznie wszystko. Od artykułów AGD, poprzez rękodziełn, buty, ubrania, na zwierzętach kończąc. Na bazarze są również stoiska firm kurierskich (np DHL, TNT), więc zrobione zakupy można odrazu wysłać paczką do domu jak się już nie ma miejsca w bagażu. Po kilku godzinach, obładowani zakupami wsiedliśmy w taksówkę i wróciliśmy do hotelu. Tutaj w końcu udało się odrobinę zdrzemnąć i po zachodzie słońca, czyli około 19 popłynęliśmy tramwajem wodnym by podziwiać Bangkok nocą od strony rzeki. Wysiadliśmy z tramwaju tuż obok targu kwiatów, który oczywiście odwiedziliśmy. Po powrocie na Khaosan Road skupiliśmy się jeszcze na masaż stóp, ramion, głowy i pleców. Po godzinnym relaksie zakończyliśmy dzień zimnym piwkiem i wróciliśmy do hotelu.