Hat Yai - po powodzi

Dziś nie było nam dane pospać. Pobudka o 4:30 bo o 5 mamy bus, którym mamy jechać do Krabi. Bus pojawia się z 15-minutowym opóźnieniem. Wsiadamy jako pierwsi i mamy możliwość wyboru miejsc. Bardzo nas to cieszy. Niestety po kilku minutach jeżdżenia po Georgetown okazuje się, że ten bus miał nas tylko zawieźć na punkt zbiórki gdzie się przesiadamy. Tutaj już nie mamy wielkiego wyboru więc miejsca mamy mało ciekawe, ale co tam. Damy radę. Krążymy jeszcze trochę po wyspie aż kierowca zbierze wszystkich pasażerów. Bus jest pełny, nie na jak wyprostować nóg i tak jedziemy w kierunku Tajlandii. Około 8:30 przekraczamy granicę gdzie wymieniany resztki malezyjskiej waluty na tajskie baty. W Hat Yai gdzie mamy przesiadke jesteśmy po 10 i zmieniamy czas na tajski. Czyli mamy znowu 9. Jeżdżąc po Hat Yai oglądamy jakie straty pozostawiła po sobie powódź, prawie przed każdym domem są sterty śmieci, a ludzie sprzątają to co się udało uratować. Kobieta w miejscu przesiadki pokazuje nam dokąd jeszcze 2 dni temu sięgają woda. Szok! Ponad 2m na wysokości ściany. Teraz wody już nie ma. Pozostał "tylko" brud. Po pół godziny czekania przyjeżdża nasz bus. Oczywiście już prawie pełen. Miejsca znowu bez możliwości wyciągnięcia nóg, a bagaże między fotelami. Kierowca znowu robi rundę po okolicy i zbiera jeszcze 4 czy 5 pasażerów. Teraz to już prawie wcale nie możemy się ruszyć. Do tego klima coś kiepsko działa i nie bardzo jest czym oddychać. Ale co tam, dany radę. To przecież mniej niż 200 km. Klima w tym busie bardzo słabo działa, my już nie możemy wytrzymać tak jest ciepło. Innym tez już chyba zaczyna to przeszkadzać, co chłopak siedzący przed nami w końcu zdjął kurtkę.

Zdjęcia (3)

Komentarze (0)