Do Bangkoku dotarlismy kilka minut po 6 rano. Podroz byla przyjemniejsza bo bylo na szczescie troche chlodniej. Przez pol drogi widzielismy za oknem blyski nieodleglej burzy. Sporo tez padalo. Na szczescie w Bangkoku nie bylo juz sladu po deszczu. No moze poza tym, ze powietrze bylo jeszcze bardziej parne i duszne. Do tego bylo dzis troche chmurek co nawet nas cieszylo, bo slonce non stop porzadnie nas wymeczylo poprzednich dni. Szybko i w dobrych nastrojach dotarlismy do hotelu, jak zwykle zjedlismy pyszne tajskie sniadanie i ruszylismy zwiedzac. Na dzis planowalismy odwiedzic farme wezy pod egida Czerwonego Krzyza, oraz wybrac sie z Bangkoku pociagiem do dawnej stolicy Tajlandii czyli do Ayutthayi. Wszystko szlo zgodnie z planem, poczynilismy odpowiednie przygotowania i za 100bth ruszylismy tuk tukiem do farmy wezy. I tu zaczely sie problemy. Juz po drodze nasz kierowca zaczal cos przebakiwac, ze 100bth to za malo, ze on zawiezie nas do krawca, my poogladamy, moze cos kupimy, a on dostanie kupon na paliwo (to ich staly numer). Oczywiscie nie poszlismy na to bo sie nam spieszylo. Wtedy zaczal cos gadac, ze musimy mu w takim razie zaplacic 150 na co oczywiscie nie przystalismy. Skonczylo sie na tym, ze gosc wjechal w korek, ktorego nie chcial ominac bez ekstra kasy i nie zdazylismy juz do farmy wezy na show. Poniewaz bylo to tuz obok dworca kolejowego to go olalismy i ruszylismy w strone dworca. Tutaj niestety dowiedzielismy sie ze po nocnych wielkich opadach deszczu Ayutthaya a szczegolnie tory do niej sa zalane i z dojadu niestety nici. W tej sytuacji caly plan na ten dzien sie posypal. Ruszylismy wiec metrem pod farme wezy w nadziei, ze moze cos oprocz show jest tam wartego zobaczenia. Dotarlismy dokladnie o 11 i tutaj sie do nas usmiechnelo szczescie. Okazalo sie, ze show zaczyna sie nie o 10:30 a o 11:00 :) Dotarlismy tu wiec w sam raz. Obejrzelismy show, poogladalismy terraria z wezami i na koniec dowiedzielismy sie ze lepsze show jest o 14:30. Uznalismy, ze wrocimy tutaj na 14:30. W miedzyczasie wybralismy sie do swiatyni, w ktorej znajdowal sie posag buddy o wadze 4,5 tony. Caly ze szczerego zlota. Robil wrazenie. Po wizycie wrocilismy do farmy wezy i to show bylo juz o niebo lepsze. Widzielismy jak opiekunowie lapia i zajmuja sie kobrami. Podziwialismy i dotykalismy inne weze. Z pytonem nawet mamy zdjecie :) Po wezach wrocilismy plynac lodzia po rzece do naszego hotelu a zaraz ruszamy dalej poznawac atrakcje Bangkoku. Tym razem nocne, ale o tym pewnie w nastepnej opowiesci.
ps. wielkie dzieki dla Jacka za smsy. Szkoda, ze takie malo optymistyczne, ale zawsze. Moze nastepna wiadomosc bedzie taka, ze wuefista musi sobie nowej szkoly poszukac :)