W Santiago de Chile wylądowaliśmy kilka minut po 8:00. Ponieważ wysiadaliśmy na terminalu krajowym T1 musieliśmy przejść na terminal T2. Check-in miał rozpocząć się dopiero po 9:00, więc po drodze zatrzymaliśmy się na burgera - w końcu to było nasze śniadanie. Posileni dotarliśmy do T2 i po kilku minutach ustawiliśmy się w kolejce do stanowiska check-in Iberii. Byliśmy czwartymi w kolejce, a mimo to cała procedura zajęła prawie godzinę, zanim dostaliśmy karty pokładowe. Na szczęście od razu otrzymaliśmy dwie: na lot do Madrytu i dalej do Berlina. Kolejne co najmniej pół godziny zajęła kontrola paszportowa. Wszystkie formalności zakończyliśmy około 11:00, czyli na dwie godziny przed wylotem. Została więc chwila na ostatni posiłek, napoje i drobne zakupy. Przed 13:00 byliśmy już w samolocie i z niecierpliwością czekaliśmy na zakończenie boardingu. Po cichu liczyliśmy, że jakieś miejsca obok nas pozostaną wolne. Okazało się, że tylko miejsce przy oknie obok Janka nie zostało zajęte i wtedy zaczęły się roszady. Janek przesiadł się na miejsce przy oknie, Greg zajął miejsce Janka, na miejsce Grega przesiadła się Hiszpanka siedząca wcześniej 2 rzędy bliżej dziobu przy przejściu, a ja zająłem jej wybierając miejsce skrajne zamiast środkowego. O 13:26 zaczęliśmy rozpędzać się po pasie startowym i chwilę później wznieśliśmy się w powietrze.