Geoblog.pl    rataj    Podróże    Patagonia 2025    Refuggio Chileno i atak na Base Torres
Zwiń mapę
2025
03
gru

Refuggio Chileno i atak na Base Torres

 
Chile
Chile, Torres del Paine - Refuggio Chileno
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16079 km
 
Pobudka była o 6:20, gdyż tego dnia czekał nas najdłuższy do pokonania odcinek – z Refugio Francés do Refugio Chileno. Według mapy miało to być ponad 22 km (jak się później okazało, dzięki skrótowi oraz błędom na mapach wyszło tego sporo mniej). Całkiem dobre śniadanie z kartonika zjedliśmy o 7:00. Po spakowaniu i ogarnięciu niezbędnych spraw, o 7:58 ruszyliśmy na szlak. Od rana padało — nie mocno, ale jednak — i cały pierwszy odcinek pokonaliśmy w deszczu. Szlak delikatnie wznosił się o około 200 m, by następnie zejść w dół aż do poziomu, na którym część trasy biegła po kamienistej plaży jeziora Lago Nordenskjöld. Po około 70 minutach zameldowaliśmy się w Refugio Cuernos, pokonując około 3,75 km. Zrobiliśmy tam 30 minut przerwy na kawę lub colę i o 9:40 ruszyliśmy dalej. Deszcz padał jeszcze przez około godzinę. Temperatura była zmienna — wydawało się, że jest około 8–10°C, jednak na odcinkach, gdzie wiało od strony gór, robiło się wyraźnie chłodniej. Odczuwalnie było blisko 0°C, więc trzeba było zakładać czapki, kaptury i rękawice. Tempo mieliśmy całkiem niezłe i cała grupa dość mocno sie rozciągnęła na szlaku. W związku z tym podjęliśmy decyzję by podzielić się na dwie grupy: ekipę „atakującą” Base Torres (Grzegorz, Janek i ja), narzucającą ostre tempo oraz ekipę idącą spokojnie do Refugio Chileno (Mikołaj i Szymon). Dalszy opis będzie z perspektywy pierwszej grupy. O 11:50 dotarliśmy do skrzyżowania szlaków gdzie do wyboru był kierunek na Refugio Chileno (skrót) i kierunek do wyjścia ze szlaku czyli do Welcome Center. Do tej pory w nogach mieliśmy około 12 km i dla odpoczynku zrobiliśmy 10 minut przerwy. Po zjedzeniu batoników i/lub wypiciu kilku łyków herbaty o 12:00 ruszyliśmy w stronę Chileno. Skrót okazał się bardzo korzystny — zaoszczędziliśmy dystans i przewyższenia — jednak miał też swoje minusy. Momentami szlak był słabo oznaczony i mieliśmy wątpliwości, którędy iść. Na końcu tego skrótu trasa piesza była współdzielona ze szlakiem konnym. To było ekstremalne doświadczenie: bardzo strome podejście, a cała szerokość szlaku rozdeptana przez końskie kopyta czyli zamieniona w jedno wielkie błoto. Dodatkowo trzeba było uważać, by nie wdepnąć w końskie „pozostałości”. Ten odcinek miał około kilometra, a każdy krok pod górę był walką o kolejny pokonany metr. Ogromną ulgę poczuliśmy, gdy dotarliśmy do głównego szlaku prowadzącego do Refugio Chileno. Było szerzej, podobnie stromo, ale bez tylu śladów po koniach, a do tego cel był już blisko. Do pokonania zostało tylko jedno wzniesienie — Windy Pass — gdzie zgodnie z nazwą wiało okrutnie. Trzeba było bardzo uważać by nie dać się zdmuchnąć, nawet przy robieniu zdjęć należało bardzo mocno trzymać telefon bo wiatr robił wszystko by go wytrącić z rąk. O odpowiednim kadrowaniu zdjęcia nie było w tych warunkach mowy. Do Refugio Chileno dotarliśmy o 13:40. Łącznie przeszliśmy 17,4 km i zrobiliśmy 917 m przewyższeń. Check-in był od 14:00, więc chwilę poczekaliśmy. W schronisku znowu było dużo Polaków, bo była jakaś zorganizowana wycieczka, która racząc sie pizzą czy piwem szykowała się do dalszej wspinaczki do Base Torres. Chheck-in poszedł sprawnie, standardowo dostaliśmy trzy namioty dla całej grupy. Kemping, podobnie jak w Refugio Francés, znajdował się na zboczu, a namioty ustawione były na wysokich platformach pośród drzew. Bez zwłoki zostawiliśmy w namiotach bagaże, przebraliśmy mokre ubrania i około 14:25 ruszyliśmy na szlak do Base Torres. O 15:13 dotarliśmy do końca w miarę płaskiej części trasy. Niestety byliśmy spóźnieni o 13 minut — o 15:00 szlak został zamknięty z powodu pogarszającej się pogody. Wiatr znacznie się wzmógł, wyraźnie się ochłodziło, a szczyty schowały się w chmurach. Próbowaliśmy przekonać strażników, że damy radę, ale po ostatnim wypadku na szlaku było raczej oczywiste, że nikt nie nagnie zasad. W związku z tym nie było innej opcji i musieliśmy zawrócić. Strażnicy pozwolili nam jedynie podejść 50-100 metrów by mieć lepszy widok na szczyty. Przez kilka minut siedzieliśmy tam jeszcze, ale Torresy cały czas pozostawały niewidoczne. Mocno wiało i robiło się zimno więc nie wytrzymaliśmy tam zbyt długo i zdecydowaliśmy się ruszyć w dół. Zeszliśmy bez większego zapału. Po drodze spotkaliśmy Mikołaja i Szymona, którzy dotarli do Chileno około 15:00 i niemal od razu ruszyli w stronę Base Torres — co oczywiste również bez powodzenia. Po zawróceniu cały entuzjazm nam minął więc zejście zajęło nam znacznie więcej czasu niż podejście. Cały „atak szczytowy” to było 6,4 km i 332 m przewyższeń, co łącznie zajęło ponad 2 godziny. Ciekawostką dnia było spotkanie pierwszego w Torres del Paine dziecka na szlaku — około 8-letniej dziewczynki idącej z rodzicami. Była wyraźnie wymęczona, często się potykała i przewracała, a rodzice kazali iść dalej. Szlak zdecydowanie nie należał do łatwych i mieliśmy mieszane uczucia czy to dobre miejsce dla małych dzieci. Cały dzisiejszy trekking zamknął się w 23,8 km i 1249 m przewyższeń, kończąc się około 16:30. Dystans większy niż wczoraj, ale mniej wspinaczki — choć tym razem blisko 75% trasy przeszliśmy z pełnymi plecakami. Po powrocie do Refugio Chileno każdy z przyjemnością skorzystał z ciepłego prysznica — tym razem również była to mała wyprawa, ale już mniej wymagająca niż w Refugio Francés. Odświeżeni udaliśmy się do recepcji, gdzie robiliśmy zupki chińskie i/lub popijaliśmy piwa (8000 CLP). Zajęliśmy miejsca z doskonałym widokiem na góry i centrum kempingu. Popijając piwo niczym w loży szyderców, komentowaliśmy pogodę, trekkingi i innych gości. Około 19:00 przenieśliśmy się do kantyny na kolację. Spodziewaliśmy się czegoś prostego, a dostaliśmy trzydaniowy posiłek, którego nie powstydziłaby się niejedna restauracja. Teraz już wiemy, co te konie dźwigają na górę, niszcząc przy okazji szlak. Podczas kolacji porozmawialiśmy z chłopakiem z Hongkongu, spotkanym wcześniej na trasie. Planował wyruszyć do Base Torres o 4 rano. My również to rozważaliśmy, jednak prognozy zapowiadały deszcz, który na ostatniej wspinaczce zamieniał się w śnieg oraz niski pułap chmur. Uznaliśmy, że nawet jeśli się uda wejść, widoki będą mizerne. Wybraliśmy sen. Noc zapowiadała się chłodna — około 0°C — więc musiał być wdrożona wersja „ciepła”: skarpety, bielizna termoaktywna, polar i czapka. Powinno być OK. Tuż przed 22:00 kładliśmy się spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 14% świata (28 państw)
Zasoby: 431 wpisów431 277 komentarzy277 2867 zdjęć2867 129 plików multimedialnych129
 
Moje podróżewięcej
19.11.2025 - 06.12.2025
 
 
26.07.2024 - 06.08.2024
 
 
24.07.2021 - 06.08.2021