Tym razem obudziliśmy się bez budzika, tuż przed godziną 7. Nie było potrzeby nastawiania alarmu, bo na śniadanie zapisaliśmy się dopiero na 8:30. Pierwsza noc w namiocie minęła spokojnie. Noc była ciepła (około 7°C), więc nie zmarzliśmy, a dodatkowo nie było wiatru ani głośnych turystów. Dzięki temu dobrze zregenerowani mogliśmy zacząć kolejny dzień. Śniadanie, zgodnie z planem, zjedliśmy o 8:30 — było konkretne: jajecznica, szynka, salami, ser, czyli standard. W pół godziny uporaliśmy się z posiłkiem, wypiliśmy kawę i przed 10 ruszyliśmy na szlak. Trasa była już nam znana, więc nie było żadnych niespodzianek. Pierwszy kilometr był lekki, a potem zaczęło lekko padać. Nie przeszkadzało nam to w wędrówce, ale na wszelki wypadek założyliśmy na plecaki ochraniacze przeciwdeszczowe. Po przejściu połowy szlaku deszcz zupełnie przestał padać i dalej szło się już inaczej — choć nie powiem, że lepiej, bo wcześniej też było w porządku, a sam deszcz był naprawdę delikatny. W drodze powrotnej nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, no może poza „klockiem”, który ktoś zostawił dokładnie w centralnym miejscu najlepszego punktu widokowego na szlaku. Tuż przed 14, po około 4,5 godzinach marszu, dotarliśmy do celu. Pokonaliśmy 12 km w bardzo spokojnym tempie, ale nikt nas nie poganiał i nie przejmowaliśmy się czasem spędzonym na tzw. chilloucie. Po dotarciu do Refugio Paine Grande standardowo zrobiliśmy check-in, zarezerwowaliśmy obiad na 18:00 i oddaliśmy się innym aktywnościom (piwo, rum, ładowanie powerbanków). Obiad był punktualnie o 18 i okazał się jeszcze lepszy niż ten w Refugio Grey — naprawdę nie było na co narzekać, szczególnie biorąc pod uwagę, gdzie jesteśmy i w jakich warunkach działa to schronisko. Po obiedzie przyszedł czas na przygotowania do snu i do jutrzejszego dnia, który zapowiadał się zdecydowanie bardziej wymagająco pod względem liczby kilometrów. To był moment na prysznic z gorącą wodą, naładowanie telefonów i inne drobne zajęcia. Podsumowując cały dzień — plan w 100% wykonany, pogoda dopisała, a nawet pozytywnie nas zaskoczyła. Spodziewaliśmy się większego chłodu i silnego wiatru, a tymczasem w Karpaczu w październiku bywało zimniej i bardziej wietrznie. Tutaj wiatr był umiarkowany, a temperatura około 13–15 stopni. Oby tak dalej. Przed 22 wszyscy byliśmy już w namiotach. Prognozy pogody na noc też były pozytywne — miało być około 5–7 stopni. Dodam jeszcze, że to już drugi kemping, na którym płatność kartą jest mniejszym problemem niż gotówką, mimo że w internecie wszyscy straszyli, że karty mogą nie działać.