Obudziliśmy się po siódmej. Już na początku dnia okazało się, że szlak O w Torres del Paine został zamknięty, co kompletnie pokrzyżowało nasze plany. Zjedliśmy szybkie śniadanie – tym razem bez jajecznicy, mimo że ponownie o nią prosiliśmy – i zaczęliśmy zastanawiać się, co zrobić w związku z tą zmianą. Po krótkiej naradzie podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej i spróbujemy wbić się na początek szlaku W, czyli dotrzeć do Camp Grey. Pozostawała jedynie kwestia, jak zagospodarować trzy nieplanowane dni w Puerto Natales. Spakowaliśmy plecaki, dzieląc rzeczy na te, które zostawimy w hotelu, i te, które zabierzemy na szlak. O 9:15 opuściliśmy hotel i ruszyliśmy w 500-metrowy spacer na dworzec autobusowy BusSur. Po kontroli biletów i zdaniu bagaży wsiedliśmy do autobusu, który o 10:00 wyruszył w kierunku Puerto Natales. Około 13:30 dotarliśmy na miejsce. Po krótkim, 400-metrowym spacerze dostaliśmy się do hostelu Alcazar, gdzie szybko się zameldowaliśmy. Udało się dodzwonić do Torres del Paine i potwierdzić, że szlak będzie zamknięty do końca tygodnia. To rozwiało nasze nadzieje, że uda się nam zrobić trasę zgodnie z planem. W związku z tym usiedliśmy w hotelowej restauracji, by ustalić nowy plan wyprawy do Torres del Paine i rozplanować trzy dni pobytu w Puerto Natales. Uznaliśmy, że chcemy dotrzeć 30 listopada do Camp Grey, a potem kontynuować trekking zgodnie z wcześniejszymi rezerwacjami na część W. Żeby to umożliwić, od razu zrobiliśmy rezerwację promu w Torres del Paine.