Rano większość wstała około 8, tym razem pogoda była zdecydowanie mniej przyjemna bo cały czas padał dosyć mocny deszcz. W związku z tym bez pośpiechu zjedliśmy przygotowane przez dyżurnych śniadanie i czekaliśmy na koniec deszczu. Mnie od rana bolały plecy w odcinku lędźwiowym więc delikatnie mówiąc nie czułem się komfortowo. Liczyłem, że przejdzie mi to zanim przestanie padać. Tak się jednak nie stało więc uznałem, że lepiej nie ryzykować wędrówki w takim stanie i lepiej się podleczyć. Szczególnie, że z uwagi na ryzyko spotkania niedźwiedzia polarnego nie mógłbym odłączyć się od grupy i samodzielnie bez broni wrócić do bazy. W związku z tym kiedy cała ekipa o 11:20 wyruszała zwiedzać Pyramiden ja sam zostałem na stacji dzięki czemu miałem czas na opisanie tego co się do tej pory wydarzyło na wyjeździe.