Sobota była naszym ostatnim dniem w Pieninach. Trochę to stwierdzenie jest nawet na wyrost gdyż był to dzień przeznaczony na podróż powrotna do domu. Podobnie jak w drugą stronę teraz też zastosowaliśmy manewr z wczesnym (o 6) obudzeniem Marysi. Wstaliśmy, spakowaliśmy się do końca, poukładaliśmy wszystko w bagażniku (doświadczenie z gry w tetrisa okazało się bezcenne), zjedliśmy śniadanie, pożegnaliśmy się z gospodarzami i resztą ekipy by około 9 ruszylić w trasę. Marysia spała zanim na dobre wyjechaliśmy z Czorsztyna i spała aż do połowy trasy miedzy Krakowem i Częstochową (nie licząc momentów na Zakopiance gdy stanie w korku w okolicach Rabki troszkę ją rozbudziło), Wtedy to był czas na pierwszą dłuższą przerwę na karmienie, pieluchy itp. Był pomysł by po drodze zatrzymać się w Częstochowie i wybrać się an Jasną Górę, ale upadł z uwagi na nieszczęśliwą godzinę (po odsłonięciu obrazu), nieszczęśliwy strój (krótkie spodenki) i sen Marysi pojechaliśmy prosto w kierunku Poznania. Tym sposobem po jeszcze kilku postojach regeneracyjnych na miejsce dotarliśmy około 19. To koniec pierwszych wakacji Marysi. Za kilka lat sama wejdzie na tego bloga i poczyta jak jej minął tydzień w Pieninach