Geoblog.pl    rataj    Podróże    RPA + Suazi 2015    Wizyta w tradycyjnej wiosce murzyńskiej
Zwiń mapę
2015
25
lis

Wizyta w tradycyjnej wiosce murzyńskiej

 
Swaziland
Swaziland, Mababane - Swaziland Cultural Village
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14731 km
 
Około 11 wróciliśmy ponownie do Swaziland Cultural Village na pokaz tradycyjnych tańców murzyńskich. Bilety w cenie 100 RND od osoby kupiliśmy już wcześniej, więc udaliśmy się prosto na pokaz. Tańce były bardzo podobne do tych z Shakalandu, ale jednak nieco mniej ekspresyjne niż te poprzednie. Odbiór muzyki również był gorszy. ale może to wynikało z innej akustyki. Tutaj tańce były wykonywane na zewnątrz, na otwartej przestrzeni, a w Shakaland były w zamkniętym pomieszczeniu, w dużym szałasie. Po godzinnym występie było oprowadzanie po wiosce. Przewodnik bardzo dużo opowiadał i dużo się dowiedzieliśmy. Niektóre ciekawostki spróbujemy opisać. Mężczyzna może mieć więcej niż jedną żonę. Jeśli oczywiście go na to stać. Każda żona kosztuje 17 krów, ale można rozłożyć na raty. Król Suazi ma na przykład 16 żon oraz około 130 dzieci. Dzięki temu nazwisko króla jest najbardziej powszechnym w Suazi. Następcą może być potomek płci męskiej. Matką może być dowolna żona, ale może mieć ona tylko jedno dziecko. Urodzenie kolejnego automatycznie dyskwalifikuje potencjalnego następcę. Wracając do życia w wiosce to dzieci mieszkają z rodzicami, a raczej z matkami do 6 roku życia. Wiek ten rozpoznaje się po tym, że dziecko sięgając ponad głową potrafi prawą ręką dotknąć lewego ucha (lub odwrotnie). Jeśli potrafi to przeprowadza się do szałasów do chłopców lub dziewczynek. Tam mieszkają do momentu aż nie założą nowej rodziny. Generalnie do momentu aż mężczyzna nie znajdzie sobie żony to niewiele ma do powiedzenia w sprawach plemienia. Nikt go nie wysłucha gdyż skoro nie potrafi znaleźć żony to jak ma potrafić doradzać we wspólnych sprawach. Każdy z budynków w wiosce ma swoje przeznaczenie. Funkcję pomieszczenia można rozpoznać na podstawie ilości poprzecznych elementów w płocie naprzeciwko wejścia do szałasu. Same wejścia do szałasu są bardzo niskie i jest to zrobione celowo by przy wejściu każdy okazał gospodarzom szacunek. Do środka zawsze jako pierwsi wchodzą mężczyźni, a dopiero potem kobiety. Jak w wiosce zabije się krowę w celach konsumpcji to tylko mężczyźni mogą jeść głowę i nogi krowy. Kobiety nie mogą bo jedząc głowę przejmują marność zwierzęcia i mogą stać się mądrzejsze od męża co jest niewskazane. Nóg kobieta jeść nie może by nie uciekła od męża. Tylko mężczyźni mogą polować, a przed polowaniem pali się marihuanę by mieć większą odwagę jak przyjdzie walczyć np z lwem. Marihuaną ojciec częstuje również synów by w razie spotkania niebezpiecznego zwierza nie uciekli tylko bronili ojca. Po tych ciekawych opowieściach, po zakończonym zwiedzaniu wioski przeszliśmy się jeszcze na półgodzinny spacer do Mantenga Waterfall. Wodospady nie robiły wielkiego wrażenia, ale trasa nie jest długa i można się wybrać. Można też podjechać samochodem jak ktoś tak woli. O 13:30 zakończyliśmy zwiedzanie i ruszyliśmy dalej. Po drodze wstąpiliśmy na szybkie zakupy do centrum handlowego, a potem od 14:30 zostało nam już tylko pokonać 200km do naszego celu czyli Nelspruit wracając przy okazji na terytorium RPA. Po drodze na jednym z wahadeł związanych z remontami dróg mieliśmy niemiłą przygodę. Zostaliśmy puszczeni na odcinek wahadłowy jako pierwsi z grupy pojazdów i po przejechaniu kilkuset metrów nagle z naprzeciwka wyjechała na nas ciężarówka. Musieliśmy ostro hamować, samochód za nami o mało co nie zatrzymał się na naszym bagażniku. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Po drodze pogoda zaczęła się zmieniać. Pojawiły się chmury, błyskawice na horyzoncie i dosyć silny wiatr. Temperatura spadła o połowę do kilkunastu stopni, ale nie padało. Jak dojechaliśmy do Nelspruit to widzieliśmy tylko ślady nawałnicy, która przeszła nad miastem. Ulice były przykryte grubym dywanem zielonych liści strąconych z drzew przez padający grad. Tym razem był to grad wielości piłeczek golfowych i jego resztki widzieliśmy na ulicach. Dobrze, że nie doświadczyliśmy podczas jazdy bo nie wiemy jak nasz samochód by to wytrzymał. Na noc zostawiliśmy samochód pod wiatą dla bezpieczeństwa. Tym razem spaliśmy u ojca Tracy czyli Karoliny koleżanki. Wieczorem mieliśmy jeszcze wspólnego grilla. Spróbowaliśmy kiełbasek z impali, była też doskonała wołowina oraz była okazja porozmawiać o naszej jutrzejszej wizycie w Parku Krugera. Zdobyliśmy wiele przydatnych informacji oraz dostaliśmy mapę i lornetki na jutro. Po tym wszystkim był już tylko czas na sen bo jutro wstajemy bardzo wcześnie, dużo przed wschodem słońca.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (5)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Ciotka Terka
Ciotka Terka - 2015-12-08 00:17
No tak, grad w Afryce wydaje sie to nie mozliwe!
 
Ciotka Terka
Ciotka Terka - 2015-12-08 00:20
A z tymi zonami, no nie wiem czy by mi to pasowalo... No I lubie zimne nozki... Chyba jednak zostane gdzie jestem?
 
rataj
rataj - 2015-12-08 00:34
mimo tego gradu pogodę bym brał w ciemno - szczególnie gdy za oknem najgorsza wersja grudniowej jesieni - wiatr, deszcz i ciemno o 15-tej
 
 
zwiedził 11.5% świata (23 państwa)
Zasoby: 365 wpisów365 277 komentarzy277 2348 zdjęć2348 129 plików multimedialnych129
 
Moje podróżewięcej
24.07.2021 - 06.08.2021
 
 
04.06.2019 - 14.06.2019
 
 
21.07.2018 - 29.07.2018