Do Kimberley mieliśmy już tylko 120 km. To trochę ponad godzina drogi. Ponieważ plan był by zdążyć na zwiedzanie o godzinie 9 to pobudkę urządziliśmy o 6:30. Trochę nam czasu uciekło jeszcze rano na przeglądaniu opcji na nocleg dzisiejszego dnia. W związku z tym po śniadaniu i spakowaniu się wsiedliśmy do auta trochę później niż planowaliśmy bo o 7:45. Nasza nawigacja (Here w wersji na iPhone z opcją offline - nie narzekamy, jest bardzo przydatna) pokazywała, że na miejscu będziemy o 9:15. Troszkę trzeba było pocisnąć na drodze i udało się dojechać na 8:48. Szybko kupiliśmy bilety i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Najpierw był film opisujący historię wydobywania diamentów w tym regionie, a zaraz po tym główna atrakcja czyli Big Hole. Wielka dziura w ziemie wykopana ręcznie przez poszukiwaczy diamentów. Pierwsze diamenty znaleziono tu w latach 60-tych XIX wieku i wtedy to zaczęto kopać w ziemi. Kiedyś miała ona głębokość około 240m. Jest to więc najgłębsza dziura w ziemi wykopana przez człowieka. Poniżej 240m juz nie kopano odkrywkowo tylko budowano szyby by drążyć korytarze do pokładów poniżej. Najniższy z nich jest na głębokości 1097m. Obecnie kopalnia nie jest eksploatowana a sama Big Hole jest częściowo zasypana i zalana przez wody gruntowe. Głębokość do lustra wody to 174m plus dodatkowe 41m wody. Z tej dziury wydobyto łącznie 2722 kg diamentów. Kolejnym punktem było Underground Experience czyli pokazanie jak wyglądała kopalnia w czasie eksploatacji. Na koniec oglądaliśmy jeszcze umieszczoną w wielkim sejfie wystawę pokazującą rożne rodzaje prawdziwych diamentów wydobytych w kopalni. Był też największy diament znaleziony w Kimberley oraz brylant o nazwie "Eureka" słynny z tego, że brał udział w jednym z filmów o Jamesie Bondzie. Przed centrum turystycznym była jeszcze replika miasta z czasów gdy wydobywano tu diamenty. Musimy przyznać, że bardzo ładnie zrobiona. My bardzo polecamy to miejsce jeśli ktoś trafi w te rejony RPA. Opuszczając miasto diamentów wstąpiliśmy jeszcze do banku wymienić dolary na randy. To co było z tym związane to istna droga przez mękę. Najpierw staliśmy w 5 osobowej kolejce ponad pół godziny by jak już się dotarliśmy do okienka spędzić tak kolejne kilkanaście minut. Czytaliśmy, że wymiana waluty w banku w RPA, a teoretycznie tylko tam jest możliwa to nic prostego, ale to co sami doświadczyliśmy nas zaskoczyło. Po pierwsze kobieta w okienku nie była w stanie powiedzieć jaki jest kurs wymiany i wymienialiśmy troszkę w ciemno. Po drugie by wymienić walutę potrzebny był paszport, dokładne dane adresowe w Polsce i RPA, numer telefonu, adres email. Powoli już szykowaliśmy się do pytań o rozmiar buta czy numer kołnierzyka. Wszystko to powtarzane na dwóch czy trzech formularzach. Na koniec pobrana została całkiem solidna prowizja (7 USD), ale nie ma co się dziwić - ktoś musi zapłacić za czas poświęcony na te wszystkie formularze. Jeśli ktoś nie musi to najlepiej niech unika wymiany waluty w bankach albo ograniczy do minimum. Karta jest zdecydowanie szybsza i wygodniejsza. My korzystamy z karty i płacimy nią gdzie się da. W zasadzie w 90% miejsc nam się to udawało.