W piątek 13-tego budzik wyrwał nas ze snu już o 5 rano. To dlatego, że na dziś planowaliśmy wspinaczkę na Górę Stołową (Table Mountain). Po szybkim śniadaniu około 6:30 zjawiliśmy się na dolnej stacji kolejki linowej i nawet już zaczęliśmy zmierzać w kierunku szlaku, ale po chwili namysłu oraz z uwagi na chmury szczelnie pokrywające szczyt zdecydowaliśmy się zacząć dzień od wspinaczki na pobliski szczyt Lion's Head. Mimo wczesnej godziny spotykaliśmy bardzo duże ilości wędrowców schodzących z góry. Trochę zaczęło nas to zastanawiać czy coś przegapiliśmy, czy o czymś nie wiemy. Okazało się, że ludzie wspinają się na tę górę od samego świtu, a całkiem spora liczba traktuje to jako trening i w większości wbiega oraz zbiega z góry. My wspięliśmy się na sam szczyt, momentami było to naprawdę trudne podejście z drabinami i łańcuchami. Była łatwiejsza ścieżka bez tych dodatkowych atrakcji, ale nie zdecydowaliśmy się na nią. Wspięcie się na dam szczyt i powrót na parking zajęło nam 2:15. Cały czas przyglądaliśmy się pobliskiej Table Mountain, ale nadal nieprzerwanie pokrywały ją chmury. Ta atrakcja na ten moment nie była dla nas dostępna.