Samolot w Cape Town wylądował punktualnie i w końcu zakończyliśmy maraton z lotami. Zdecydowanie 24 godziny spędzone w samolotach i na lotniskach to dużo i nieźle dały nam w kość. Po wylądowaniu i dopełnieniu wszelkich formalności nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do odrębnego budynku na lotnisku gdzie znajdowały się firmy Rent a Car. Tutaj zaczęły się przygody gdyż samochód, który dostaliśmy (Opel Corsa) zgłaszał na desce rozdzielczej błąd nie zamknięcia maski silnika mimo, że ta była zamknięta. W związku z tym Hertz zaproponował wymianę samochodu na inny na co się zgodziliśmy. Po podpisaniu kilku dodatkowych papierków wyjechaliśmy z lotniska Chevroletem Sonic. Prosto z lotniska kierowaliśmy się do zarezerwowanego już hotelu. Nie było to jednak trywialne gdyż przestawienie się na ruch lewostronny wymaga trochę czasu. Jeśli chodzi o moje doświadczenia to najtrudniej jest się przestawić na inne odczuwanie przestrzeni. Na to, że przy prawostronnej kierownicy to z lewej strony mam więcej przestrzeni niż z prawej. To było istotne szczególnie przy parkowaniu. Do kierunkowskazów bardzo szybko się udało przyzwyczaić, troszkę gorzej było z drążkiem zmiany biegów oraz nawykiem opierania lewej ręki na podłokietniku. Do hotelu kilka minut po 15 dotarliśmy cali, ale bardzo zmęczeni.