Na szczęście okazało się, że takie miasto jak Londyn istnieje. Pilot znalazł go po drugiej stronie kanału La Manche i po niecałych trzech godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku Heathrow w innej strefie czasowej. Lot był krótki, ale za to z atrakcjami. Droga, którą lecieliśmy momentami była w kiepskim stanie i przez dziury nieźle nad wytrzęsło. Pewnie miała być gotowa na Euro 2012, ale drogowcy się nie wyrobili. Towarzystwo na pokładzie za to było niczego sobie. Naszym współtowarzyszem podróży był Sebastian Kulczyk. Aż dziw, że leciał rejsowym samolotem.