Wieczorem załatwiliśmy formalności na naszej casa. Ponieważ tym razem nie braliśmy obiadu to cenę ustaliliśmy na 20 CUC za nocleg ze śniadaniem. Po zapewnieniu sobie łóżka, ponownie wybraliśmy się do centrum Baracoa. Tym razem w poszukiwaniu czegoś do picia i po pamiątki. Kupienie czegokolwiek do picia poza alkoholem było bardzo trudne w Baracoa, a już kupienie wody mineralnej graniczyło z cudem. Krążyliśmy po bardzo małym centrum Baracoa i oglądaliśmy pamiątki, które były naprawdę piękne. Rzeźbione w drewnie figurki czy zrobione z drewna przedmioty codziennego użytku były bardzo ciekawe. Wydaliśmy kilka CUC na stoiskach z pamiątkami i poszliśmy dalej krążyć po centrum, tym razem w poszukiwaniu naszych znajomych z casy. Krążąc po ciasnych uliczkach spotkaliśmy 3 turystów z Nowej Zelandii, którzy jechali z nami w autobusie do Baracoa. Była okazja powymieniać się doświadczeniami z pobytu w Baracoa. Rozmowa tak nas wciągnęła, że kontynuowaliśmy ją w knajpie sącząc Cuba Libre czy Mohito. Po jakimś czasie zmieniliśmy lokal na Casa de la Trova gdzie oprócz popijania drinków mieliśmy okazje pooglądać taneczne popisy Kubańczyków. Tutaj po jakimś czasie dołączyli do nas znajomi z casy. Po wypiciu kilku drinków około północy wróciliśmy do naszej casy bez wody mineralnej, ale za to z pamiątkami i szumem w głowie.