Nie zamierzaliśmy siedzieć na kwaterze więc po szybkiej kąpieli ruszaliśmy w miasto. Tym razem zaczęliśmy od okolic Capitolio. Zapraszani na kolację do każdej mijanej restauracji przeszliśmy przez całą ulicę Obispo. My nie byliśmy zainteresowani kolacją, ograniczyliśmy się do bułki z szynką i serem. Bardzo pysznej zresztą. To był wieczór zdjęć nocnych. Pierwsza sesja odbyła się na Plaza de Armas, a kolejna na Plaza de la Catedral. Ta druga została doprawiona przez kolejkę Cuba Libre. Po chwili relaksu udaliśmy się w kierunku Parque Central, a stąd przez całą aleję Prado dotarliśmy na słynny Malecon. Na chwilę przysiedliśmy na tej promenadzie by odpocząć i zrobić kolejne nocne zdjęcia. Siedząca obok nas para Kubańczyków zaczęła nas zagadywać i tym sposobem wywiązała się długa dyskusja o życiu, o zwyczajach ma Kubie, o ekonomii, o tym kto co robi zawodowo itp itp. Nasi rozmówcy twierdzili, że właśnie obchodzą 10 rocznicę ślubu. Czy to była prawda pewnie się nigdy nie dowiemy. W każdym razie celebrowaliśmy tę rocznicę kolejką mohito w pobliskim klubie. Mieliśmy świadomość, że mógł to być wkręt, ale bardzo miło się rozmawiało i nie mieliśmy nic przeciwko temu wkręcaniu. Dowiedzieliśmy się wiele o innej Kubie, nie tej dla turystów z drogimi sklepami, z luksusowymi hotelami czy innymi atrakcjami. Przeciętny Kubańczyk zarabia średnio równowartość 25$ i co z tego, że w sklepach może bez problemu kupić np pastę do zębów skoro ta pasta kosztuje ponad 10% miesięcznego budżetu. Właśnie ze zdobyciem środków czystości nasi rozmówcy mieli największy problem. Brakowało im mydła, pasty do zębów, itp. Jak widać nie mają lekko i muszą ciągle kombinować by jakoś zdobyć cenne peso wymienialne bo wtedy dopiero otwiera się świat zakupów w dobrze zaopatrzonych sklepach. Jak to porównać z Polską sprzed 25 lat to wszystko wygląda bardzo znajomo. Na takich rozmowach bardzo szybko nam upłynęły ponad dwie godziny. Zapłaciliśmy za wypite bardzo dobre mohito i ruszyliśmy wzdłuż Maleconu w kierunku naszej kwatery. Z początku chcieliśmy wrócić taksówką, ale tak przyjemnie nam się spacerowało wśród bawiących się na Maleconie Kubańczyków i turystów, że całą trasę (prawie 6 km) pokonaliśmy na piechotę. Unikaliśmy tylko wdawania się w kolejne dyskusje bo byliśmy już zmęczeni całym dniem i był to już najwyższy czas na sen. Kilka minut przed północą dotarliśmy do naszej casa particulare.