Już przed 6 Marcin nie mógł dłużej spać i czekając na wschód słońca usiadł na tarasie i zajął się pisaniem bloga. Śniadanie zjedliśmy o 7 i zaraz po śniadaniu wskoczyliśmy na wynajęte rowery by pojeździć po okolicy. Na początek odwiedziliśmy Mural de la Prehistoria. Byliśmy tam tak wcześnie, że nawet nie było komu zapłacić ze wstęp. Na szczęście bramy były już otwarte i mogliśmy w komfortowych warunkach podziwiać to "dzieło sztuki". W innych krajach uznano by to za akt wandalizmu, ale tutaj jest to atrakcją turystyczną. Generalnie dzieło tak beznadziejne, że aż ciekawe. Kolejne miejsc, do którego pedałowaliśmy to hotel Los Jazmines. To stąd rozciąga się najlepszy w okolicy widok na pola uprawne i przysadziste mogoty (samotne skały wystające wiele metrów ponad równinę, które na przestrzeni wieków obroniły się przed erozją). Po zrobieniu kilku zdjęć ruszyliśmy dalej w kierunku okolicznych jaskiń. Udało nam się odwiedzić jedną Cueva del Indio. Jaskinia okazała się bardzo ciekawa. Całkiem spory fragment pokonywaliśmy płynąc łodzią. Po tym zwiedzaniu musieliśmy już wracać na naszą kwaterę. Znowu było z przygodami bo rower Marcina powoli zaczynał odmawiać posłuszeństwa. Od początku miał problemy z łańcuchem przy mocnym naciśnięciu na pedały i dawało się jeździć tylko na siedząco. Niestety przy jaskini, ok 8km od kwatery siodełko również odmówiło współpracy. Droga powrotna była udręką, nie dało się jechać na stojąco, nie dało się normalnie siedzieć, do tego po jeździe konnej bolała pewna cześć ciała co tym bardziej dawało odczuć uszkodzone siodełko. Jakoś jednak udało się wrócić, łącznie zrobiliśmy ponad 30km, a tym sprzętem nie było to proste. Na przyszłość mamy nauczkę by płacić przy oddawaniu rowerów, a nie z góry. Pod naszą casa byliśmy o 12 czyli dokładnie o godzinie na którą byliśmy umówieni z taksówkarzem, który nas tu przywiózł na podróż powrotną do Hawany. Sami nie byliśmy jeszcze gotowi po rowerowych przygodach, ale taksówki też jeszcze nie było. Dowiedzieliśmy się, że spóźni się 10 minut. Jak się już zdążyliśmy przyzwyczaić kubańskie 10 minut trwa troszkę dłużej niż w Europie i tuż przed 13 ruszyliśmy w stronę Hawany.