Na lotnisko, a dokładnie na terminal T4 dotarliśmy kilka minut po 20. Lotnisko w Madrycie jest ogromne, terminali jest minimum 4, a odległości między nimi to czasami kilkanaście minut jazdy autobusem. Ponownie musieliśmy przejść kontroler bezpieczeństwa (bardzo sprawnie i bez przygód). Wiedzieliśmy, że nasz samolot odlatuje z terminala T4S, ale po kontroli okazało się, że aby do niego dotrzeć musimy jeszcze przejechać kolejką a’la metro jakieś 5 minut czyli pewnie 2/3 km do innej części lotniska. Tam już był ostani etap czy kontrola paszportowa - w końcu opuszczamy Unię Europejską. Poszło szybko i sprawnie, kontrola była automatyczna i każdy samodzielnie skanował swój paszport. Po tej ostatniej kontroli dotarliśmy do naszej przeogromnej hali odlotów (długość tej hali szacowaliśmy na około 1km) gdzie jeszcze czekaliśmy na przydzielenie odpowiedniego i boarding. Około 2h oczekiwania minęło nam na uzupełnianiu płynów oraz na relaksie przed długim lotem. Kilka minut po 23 udaliśmy się do naszego gate-a 37 i tutaj niestety okazało się, że tłum pasażerów jest przeogromny i nie ma co liczyć na to że będziemy mieli wolne miejsca obok. Bardzo sprawnie zapakowaliśmy się do naszego Airbusa A350-900 i tuż przed północą wystartowaliśmy. Zaraz po starcie stewardesy podały posiłek, potem zgasły światła i tym sposobem cały samolot poszedł spać. Z przerwami udało się pospać do godziny 9 czasu polskiego. Około 10 wzeszło słońce, ludzie zaczęli się budzić i spacerować po samolocie. Stewardesy podały śniadanie i kilka minut przed 13 czyli trochę krócej niż planowane 13 godzin i 20 minut wylądowaliśmy w Santiago de Chile.