Do Berlina dojechaliśmy zgodnie z planem. Nie było żadnych przygód po drodze i kilka minut po 8 dojechaliśmy do lotniska. Było trochę krążenia by w gąszczu dróg trafić na tę właściwą i dotrzeć do parkingu P7. Zamieszania było sporo i dopiero za 3 podejściem osiągnęliśmy cel. Nie ma się jednak co dziwić skoro Google mówi skręć w prawo, a znaki nad drogą pokazują by skręcić w lewo. Dopiero jak zaufaliśmy znakom to dotarliśmy do celu. Na lotnisku też nie było przygód. Nadaliśmy bagaże, przeszliśmy wszystkie kontrole, wypiliśmy po urodzinowym piwku (sto lat Mikołaj) i chwilę po 11 wsiadaliśmy na pokład. Samolot był pełny, nas rozsadzili tak że każdy siedział oddzielnie i nie było nawet opcji by się przesiąść. Punktualnie o 11:35 wystartowaliśmy w stronę Madrytu.