Bez pośpiechu, po śniadaniu wyruszyliśmy zwiedzać Budapeszt. Zaczęliśmy od wymiany euro na forinty (kurs 1E - 355HUF). Następnie piechotą ruszyliśmy wzdłuż ulicy Rakoczi udaliśmy się w kierunku mostu Elżbiety. Nie był to krótki spacer, bo ponad 2 km i trochę Marysi się dłużyło. W sumie to też nic ciekawego nie było co mogłoby ją zainteresować. Generalnie niewiele tam było poza oglądaniem wystaw sklepowych, który przypominały te, które w czasach komuny można było oglądać również w Polsce. I nas już tego mało, ale tam jak widać to pozostało. Mimo odrobiny marudzenia Marysi po godzinie dotarliśmy nad Dunaj i tym razem Most Elżbiety już nie robił takiego wrażenia jak w nocy. Szybko przeszliśmy na drugi brzeg i ruszyliśmy na szczyt Góry Gellerta. Bardzo się obawialiśmy tego, że Marysia nie da rady i będzie protestować. Wyszło jednak coś zupełnie innego. Wchodzenie pod górę czy po schodach bardzo jej się podobało i to Marysia jako pierwsza dotarła na górę i trzeba było mocno przyspieszyć kroku by mieć ją pod kontrolą. Na szczycie z uwagi na prace remontowe nie można było niestety podejść pod sam Pomnik Wolności i ten komunistyczny monument oglądaliśmy zza płotu. Schodzenie w dół również bardzo się Marysi podobało i obyło się bez marudzenia. Niestety po zejściu z góry czekała nas przechadzka wzdłuż Dunaju, a to już było nudne i było marudzenie. Na szczęście z postojem na napoje regeneracyjne po drodze nie było tragedii. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już pod wzgórzem zamkowym i wspinaliśmy się schodami na górę. Ta cześć oczywiście bardzo się Marysi podobała. Spacer obok Zamku Królewskiego (Zamku Buda), Kościół Macieja czy Baszty Rybaka niestety już mniej i do momentu jak nie zaczęliśmy schodzić w dół było marudzenie. Schody znowu były super atrakcją i po chwili byliśmy nad Dunajem. Stąd mieliśmy super widok na budynek Parlamentu. Niestety Most Łańcuchowy był w remoncie i nie było szans by pokonać nim Dunaj. W tej sytuacji uratowało nas metro bo nie mieliśmy ochoty spacerować 2 km do kolejnego mostu. Metro bardzo przypadło do gustu Marysi. Od teraz co chwile pytała kiedy pojedziemy następnym pociągiem i jakiego będzie koloru. Trochę metrem pojeździliśmy bo wybraliśmy się na przejażdżkę linią nr 1 - jedną z najstarszych w Europie. Wagoniki jak i stacje na tej linii są stylizowane na XIX wiek co czyni tę linię pełną uroku. Przy okazji tej przejażdżki wybraliśmy się do parku (City Park) by zobaczyć Zamek Vajdahunyad wzorowany na Zamku Draculi w Rumunii. Wielkiego wrażenia nie zrobił i po chwili historyczną linią metra wróciliśmy zwiedzić Bazylikę św. Stefana gdzie w środku oglądaliśmy relikwię w postaci ręki św. Stefana. To był ostatni punkt zwiedzania. Jeszcze przy okazji kupowania pamiątek odbyliśmy przemiłą rozmowę ze sprzedawczynią o Polsce, Węgrzech, polityce, Orbanie, Kaczyńskim, filmach Andrzeja Wajdy i generalnie o życiu. Na koniec oczywiście metrem wróciliśmy do hotelu. Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na pizzę i to był koniec naszej przygody ze zwiedzaniem Budapesztu.