Rano po huraganie nie było już śladu, jeśli nie liczyć kilku strąconych i rozbitych dachówek. Słońce świeciło na niebie, a z tarasu rozciągał się wspaniały widok na plażę i ujście rzeki Tugela. Jeszcze przed śniadaniem wybraliśmy się zwiedzić plażę, a po pysznym przygotowanym przez gospodarzy śniadaniu pożegnaliśmy się i pojechaliśmy zwiedzać dalej. Z racji tego, że byliśmy w krainie Zulusów naszym celem była Shakaland Cultural Village czyli skansen zbudowany w postaci tradycyjnej zuluskiej wioski pokazujący życie i kulturę Zulusów. Skansen został zbudowany w roku 1985 jako plan zdjęciowy do pokazywanego również w Polsce serialu telewizyjnego Shaka Zulu. Po zakończeniu zdjęć plan zdjęciowy został zamieniony w skansen i udostępniony turystom. Koszt wizyty to 300 RND za samo zwiedzanie za osobę lub 465 RND w wersji z obiadem. My wybraliśmy tę drugą opcję. Codziennie odbywają się dwa toury o 11:00 oraz 12:00. Oprócz nas była jeszcze jakaś zorganizowana wycieczka czyli cały autokar ludzi. Na szczęście nie zastaliśmy dołączeni do tamtej grupy tylko dostaliśmy swojego przewodnika dla turystów indywidualnych. Ponieważ z takich turystów byliśmy tylko my to mieliśmy praktycznie prywatne zwiedzanie. Dostaliśmy rewelacyjnego przewodnika, który bardzo dużo nam opowiedział o swoim plemieniu. Na przykład dowiedzieliśmy się, że cały czas zbiera krowy by móc wziąć ślub z kobietą, którą kocha. Musi ich mieć 11, a jak na razie ma tylko 3. Na początku 3 godzinnego były opowieści o kulturze, zwyczajach i sposobie budowania wioski przez Zulusów. Potem był 12 minutowy pokaz filmu Shaka Zulu, po którym było zwiedzanie wioski z prezentacją rożnych rzemiosł: wyplatania mat, wytwarzania piwa, leczenia ludzi przez szamana, wytwarzania broni i sposobu walki czy budowy domów. Na koniec byl pokaz zuluskich tańców, który bardzo nam się podobał. Tańce były bardzo ekspresyjne, dopasowane do rytmicznej muzyki wygrywanej na bębnach. Mamy świadomość, że to tylko skansen i trochę trąci Cepelią, ale prawdziwych plemiennych wiosek już pewnie na świecie nie ma, a jeśli są to nie dla turystów. Niestety świat stał się już jedną globalną wioską i łatwiej w dżungli znaleźć Coca-Colę, Mc Donalda, markety czy stacje benzynowe niż plemiona żyjące w tradycyjny sposób. Będąc w skansenie kupiliśmy kilka pamiątek. Spodziewaliśmy się tego, że pewnie sporo przepłaciliśmy i z ciekawości sprawdziliśmy ceny dzień później w innym miejscu i ku naszemu zaskoczeniu nasze ceny były prawie o połowę niższe. Po zwiedzaniu wioski pojechaliśmy do Richards Bay na nocleg. To miał być nasz punkt wypadowy na następne dwa dni.