Prosto z jaskiń ruszyliśmy w kierunku przełęczy Swartberg. Początkowo trasa wiodła asfaltem i powoli pięła się w górę. W pewnym momencie asfalt się skończył i zaczęła się wspinaczka szutrami. Z początku było delikatnie w górę i bez dużej liczby zakrętów. To wszystko się zmieniło po kilkunastu zakrętach. Droga poszła ostro w górę i nasz Chevrolet momentami ledwo dawał radę. Najgorsze były mijanki ze świadomością przepaści po prawej lub lewej stronie. Niezależnie od zakrętu cały czas otaczały nas cudowne widoki. Po wspięciu się na przełęcz (1583m) od strony południowej czekał nas zjazd po stronie północnej. Początek to zjazd z wysokich partii dół z widokami dookoła, który kończył się niesamowitym wąwozem. Ta cześć była najbardziej malownicza. Cały przejazd z licznymi postojami na zdjęcia trwał ponad 2 godziny. Po tej stronie gór przywitała nas iście afrykańska temperatura 37 stopni. Do tego po zjechaniu z przełęczy krajobraz wyraźnie się zmienił. Nie było już zielonych pól uprawnych. Ich miejsce zajęły szare, mało przystępne i wysuszone przestrzenie dużego Karoo. Droga przez te pustynne tereny też była zupełnie inna. Ruch bardzo mały i bardzo długie proste odcinki. Jadąc tymi drogami przeżyliśmy chwilę niepokoju gdyż paliwa mieliśmy na 230km co wydawało się wystarczającą ilością jednak jechaliśmy, jechaliśmy i nigdzie nie było stacji benzynowej. By oszczędzić paliwo wyłączyliśmy nawet klimatyzację co przy temperaturze na zewnątrz bliskiej 40 stopni nie było niczym przyjemnym. Na szczęście gdy licznik wskazywał, że paliwa zostało nam już tylko na 10km wjechaliśmy na stację benzynową. Wizja postoju na pustyni i organizowania paliwa odeszła w zapomnienie. Po zatankowaniu do pełna za kierownicę wsiadła Karolina by również oswoić się z ruchem lewostronnym. Droga to nadal były ogromne szare przestrzenie miejscami ozdobione wystającymi wzgórzami. Momentami mieliśmy wrażenie jakbyśmy jechali przez Monument Valley. Do celu naszej podróży czyli Hopetown dotarliśmy o 19. Niestety guesthouse, który pytaliśmy w trakcie jazdy o nocleg odpisał nam, że nie może nas tego dnia przyjąć więc musieliśmy poszukać czegoś na miejscu. Na szczęście po 5 minutach trafiliśmy na bardzo przytulny Lavender House B&B w cenie 500 RND za dwójkę gdzie się zatrzymaliśmy.