By dotrzeć do kolejnej atrakcji musieliśmy prawie godzinę pokrążyć drogami Hercegowiny. Niestety nasza nawigacja po wpisaniu nazwy Blagaj nie znajdowała takiej miejscowości. Pojechaliśmy zatem trochę na podstawie wskazań lokalnych mieszkańców, a trochę na wyczucie. Był moment niepokoju gdy minęliśmy już lotnisko i wjechaliśmy do Mostaru - czy na pewno dobrze jedziemy? Na szczęście na najbliższym skrzyżowaniu był drogowskaz wskazujący gdzie się kierować. Tym sposobem trafiliśmy tam gdzie chcieliśmy. Samochodem podjechaliśmy pod samą atrakcję, zaparkowaliśmy samochód (1E za godzinę) i nie było już dużo maszerowania. Głównym celem dla którego tam jechaliśmy był Klasztor Derwiszów (wstęp 2E od osoby). Sam budynek jak i jego wnętrze nie zrobiły na nas wielkiego wrażenia. Piękne było za to położenie budynku: pod nawisem skalnym tak jakby pod naturalnym parasolem oraz tuż obok źródeł rzeki Buny. źródło to jest jednym z największych w Europie, w ciągu jednej sekundy wypływa z niego 43 tysiące litrów turkusowej wody. Wg naszych informacji cały czas trwają spory czy to na pewno źródło, czy nie jest to po prostu wyjście podziemnej rzeki, która kilkadziesiąt kilometrów dalej chowa się pod ziemią. Nam te spory nie przeszkadzały w delektowaniu się widokiem tego niezwykłego miejsca. Jeśli ktoś się tam pojawi to podpowiadamy, że najlepsze ujęcia można zrobić z drugiej strony rzeki, po przejściu nad znajdującymi się restauracjami. Po krótkim pobycie wróciliśmy do samochodu by wrócić do Makarskiej. Nawigacja znowu nam pokazała, że z mapami Bośni i Hercegowiny nie radzi sobie najlepiej i wyprowadziła nas na takie drogi, że momentami zastanawialiśmy się czy prowadzą one gdzieś dalej niż tylko do najbliższego gospodarstwa. Na szczęście mimo jazdy polnymi drogami udało się w końcu dotrzeć do głównej drogi. Mimo tego kluczenia okazało się, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W ramach dodatkowych atrakcji nawigacja poprowadziła nas przez rezerwowy pas startowy pobliskiego lotniska. Tak szerokiej autostrady nigdzie się nie uświadczy. Resztę trasy pokonaliśmy już bez przygód i spokojnie dotarliśmy do Makarskiej.