Nasz nowy gospodarz szybko zaoferował nam wycieczkę po parku narodowym. Ponieważ mieliśmy zaplanowane bardzo mało czasu na pobyt w Viñales zdecydowaliśmy się mimo dosyć wysokiej ceny (po targowaniu 40 CUC od osoby). Szybko spakowaliśmy podręczne plecaki i wskoczyliśmy do taksówki, która już ma nas czekała. Chwila moment i wysiedliśmy w polu skąd ruszyliśmy z naszym przewodnikiem w kierunku pobliskich zabudowań. Ten podzwonił gdzieś i po chwili czekania podjechał do nas inny Kubańczyk na koniu. Okazało się, że przyprowadził również dwa konie dla nas. Wiedzieliśmy, że wycieczka ma mieć elementy jazdy konnej, ale nie sądziliśmy, że wydarzy się to tak szybko. Z lekkimi obawami dosiedliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy za naszym przewodnikiem. Po ponad półgodzinnej jeździe konno dotarliśmy do Jaskini Ciszy. Potem było jeszcze bardzo ładne jezioro, plantacja tytoniu i degustacja cygar. Wyszło na to, że spędziliśmy prawie 4 godziny na jeździe konno. Pewnie byśmy się na to nie zdecydowali gdybyśmy wiedzieli o tym wsiadając do taksówki. Na plantacji tytoniu obejrzeliśmy cały proces uprawy tytoniu oraz wytwarzania cygar. Wszystko to z bardzo dokładnym komentarzem odprowadzającego. Dowiedzieliśmy się, że tytoń podobnie jak u nas pomidory najpierw wysiewa się w mniejszych innych miejscach, a dopiero potem sadzi się go na polu. Od momentu zasadzenia tytoń rośnie około 45 dni do pełnej dojrzałości. Zależnie od wysokości na jakiej rosły liście mają one różną moc. Te rosnące na samym czubku są najmocniejsze, a te na samym dole są najsłabsze. Te dolne, do których dochodziło najmniej słońca mają jednak inną zaletę. Te liście tytoniu są najbardziej elastyczne i dzięki temu wykorzystuje się je jako najbardziej zewnętrzną warstwę przy zwijaniu cygar. Oprócz tych informacji, oraz przekazaniu wiedzy o procesie produkcji cygar bardzo ważne były dodatkowe kwestie. To, że cygara robione poza tą farmą są złe, że zawierają nikotynę, że są robione ze złych liści, że są nieekologiczne, że wszystkie to podróbki i tylko te produkowane tutaj są dobre. Do tego stopnia, że wszystkie inne są niezdrowe, a te tutaj to samo zdrowie - nie tylko nie szkodzą, ale jeszcze doskonale inhalują. Prawie jak lekarstwo. Podsumowując cygara należy kupić właśnie u nich. My nie daliśmy się przekonać, wypaliliśmy po pół cygara i lekko wkurzając właściciela plantacji odjechaliśmy nie robiąc żadnego zakupu. Ostatni odcinek jazdy konnej był najbardziej ekstremalny. Przekraczaliśmy konno rzekę, ale tak, że koń całe nogi miał pod wodą. Gdyby nie specjalna pozycja jaką kazał nam przyjąć nasz przewodnik to też pewnie byśmy zanurzyli nogi do połowy łydki. Chociaż Karolina i tak jeden but miała kompletnie mokry. Po pokonaniu rzeki było już spokojne i po kilkunastu minutach zakończyliśmy konną przejażdżkę. Niestety na końcu nikt nie czekał za nami z taksówką by nas odwieźć do domu. Trochę byliśmy tym zaskoczeni i nie bardzo nam to odpowiadało bo wyruszając z naszej kwatery tak się spieszyliśmy, że jak jacyś nowicjusze nie spisaliśmy ani nazwy, ani adresu, ani nawet numeru telefonu. Na szczęście nazwę udało nam się zdobyć po szybkim telefonie naszego przewodnika do osoby, która nam to wszystko organizowała. Z tymi danymi ruszyliśmy w stronę Viñales. Po piętnastu minutach byliśmy w miasteczku, ale nie widzieliśmy tam nic znajomego. Krążyliśmy uliczkami i pytaliśmy przechodniów gdzie znaleźć Casa Daniel Y Estela. Niestety nie bardzo nam potrafili wskazać. Krążyliśmy więc dalej szukając różowego domku bo to zapamiętaliśmy. W informacji turystycznej wskazali nam kierunek, idąc w tę stronę trafiliśmy na miejsca znane z momentu jak przyjechaliśmy do Viñales. Maszerowaliśmy więc dalej aż trafiliśmy na właściciela naszej casy. On nam wytłumaczył jak trafić na miejsce i ruszyliśmy. Okazało się, że przechodziliśmy tuż obok niego, ale nie zwróciliśmy na niego uwagi bo był koloru ceglanego, a nie różowego. Taka drobna różnica dzięki, której poznaliśmy dobrze całe Viñales.