Około 17 ruszyliśmy w stronę Chorwacji. Jako cel ustawiliśmy miejscowość Szybenik. Wg nawigacji do pokonania mieliśmy 350km z czego całkiem sporo po autostradach. Nawigacja pokazywała, że na miejscu powinniśmy być przed 22. Widzieliśmy szanse na znalezienie jakiegoś noclegu lub chociaż miejsca na kempingu gdzie moglibyśmy skorzystać z naszego namiotu jako rezerwowego noclegu. Szybko minęły nam ostatnie 50km na terenie Słowenii. Kilka minut musieliśmy postać na granicy z Chorwacją, ale mieliśmy wielkie szczęście bo tuż przed nami otworzyli dodatkowy pas ruchu i ustawiliśmy się jako jeden z pierwszych pojazdów w kolejce. W Chorwacji szybko wskoczyliśmy na autostradę dzięki czemu już po chwili byliśmy pod Rijeką. Nawigacja kierowała nas dłuższą drogą czyli na autostradę w kierunku Zagrzebia. My stwierdziliśmy, że nie posłuchamy nawigacji i pojedziemy wzdłuż Adriatyku i dopiero później zjedziemy na autostradę. Znowu dopisała nam szczęście. Trafiliśmy na nowo otwarty odcinek autostrady, którego nawigacja jeszcze nie miała na swojej mapie. Dzięki temu odcinek do przejechania poza autostradą znacznie się skrócił. Magistralą Adriatycką jechaliśmy aż do skrętu na wyspę Rab i stąd skręciliśmy w stronę lądu by dotrzeć do autostrady. Na autostradę wjechaliśmy o 19:23 co przy pozostałych do pokonania 210km dawało realne szanse na dotarcie około 21:30. Niestety życie nam pokazało, że ilość szczęścia w przyrodzie musi się zgadzać. To co wcześniej dostaliśmy od losu teraz nam los z nawiązką odebrał. Po przejechaniu raptem 8km po autostradzie stanęliśmy w długim korku. Tym sposobem na pokonanie kolejnych 18km potrzebowaliśmy ponad 2.5 godziny. Stało się jasne, że znalezienie noclegu o północy będzie niemożliwe. Jak w końcu wyjechaliśmy z korka to kawałek za zjazdem na Zadar zjechaliśmy na parking o swojsko brzmiącej nazwie Nadin (nie mogę tylko skojarzyć skąd ta nazwa wydaje się znajoma ;). Tym sposobem dołączyliśmy do licznej grupy Czechów, Niemców, Polaków czy Słoweńców śpiących w samochodzie tuż przy autostradzie. Dobranoc.