Autobus zawiózł nas do samego centrum, a dokładnie do South Station. W umówionym miejscu czekał już na nas wujek. Ponieważ Boston przywitał nas deszczową pogodą, to szybko schowaliśmy się w samochodzie. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od krótkiej przejażdżki po mieście, wraz z krótkim omówieniem mijanych atrakcji. Już po kilkuset pokonanych metrach widać, że Boston to zupełnie inne miasto niż Nowy Jork. Jest po prostu bardziej europejski. Jadąc ulicami Bostonu kierowaliśmy się w stronę dzielnicy Cambridge gdzie mieszczą się Harvard i MIT. Deszcz nie przestawał padać. Nie to by mocno lało, ale wizja spacerowania dłuższy czas w takim kapuśniaczku nie nastrajała optymistycznie. Z tego powodu mieliśmy również jako opcję na ten dzień atrakcje schowane pod dachem. Na razie postanowiliśmy jednak zaryzykować zmoknięcie i na Harvard Square wysiedliśmy z samochodu. Samodzielne zwiedzanie rozpoczęliśmy od słynnego Harvardu. Deszcz nas nie oszczędzał więc po dość pobieżnym zapoznaniu się ze słynną uczelnią ruszyliśmy metrem w stronę centrum. Do zwiedzania Bostonu nie byliśmy tak dobrze przygotowani jak na Nowy Jork więc z początku krążyliśmy po mieście w nadziei, że trafimy na jakąś informację turystyczną albo na trasę wycieczkową Freedom Trail. Jako pierwsza trafiła się nam tablica z mapą Bostonu wraz z zaznaczonymi atrakcjami. Z tą wiedzą świadomie mogliśmy się już kierować na początek trasy wycieczkowej. Deszcz powoli dawał za wygraną i mimo, że lekko mokrzy przyjemniej spacerowaliśmy po ulicach. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od The Boston Common czyli najstarszego parku w USA, potem były kolejne atrakcje trasy takie jak kościoły, hale targowe czy inne zabytkowe budynki. Zabudowa wzdłuż całej trasy była bardzo zróżnicowana od nowoczesnych drapaczy chmur jak to zazwyczaj w stanach do typowych dla Europy niskich budynków w dzielnicy North End. Bardzo miło spędziliśmy czas w halach targowych Quincy Market, pełnych stoisk z wszelkiego rodzaju przekąskami. Z North End bardzo blisko było w okolice hali TD Garden (dawniej Boston Garden), w której na co dzień grają słynni Celtowie. Przy okazji odwiedziliśmy most Charlestown Bridge, którego konstrukcja jest do tego stopnia ażurowa, że spaceruje się, czy jeździ autem po kratach przez, które widać przepływającą pod spodem rzekę. Na zakończenie zwiedzania odwiedziliśmy jeszcze nadbrzeżny Christopher Columbus Waterfront Park oraz wracając na South Station przemierzyliśmy prawie całą Green Way. Na South Stadion wsiedliśmy w pociąg i pojechaliśmy kilkanaście kilometrów na południe do Canton do cioci na nocleg.