Geoblog.pl    rataj    Podróże    Spitsbergen 2024    Wejście na Mumię 770 m.n.p.m.
Zwiń mapę
2024
02
sie

Wejście na Mumię 770 m.n.p.m.

 
Svalbard
Svalbard, Góra Mumia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3278 km
 
Pobudka tym razem była tuż przed 8:00. O 9 tradycyjnie było śniadanie i na 10:00 ustaliliśmy godzinę wyjścia w trasę. Tego dnia również była doskonała pogoda, idealna na wyższe partie gór więc w związku z tym wybór padł na to aby wejść na górę Mumia o wysokości 770 m.n.p.m. Tym razem wyruszyła ekipa męska czyli Grzegorz, Mikołaj, Janek, Grzegorz nasz przewodnik i ja. Wyruszyliśmy z małym opóźnieniem o 10:15 idąc plażą w głąb zatoki Petunia. Po pokonaniu około 2 km i przekroczeniu małej rzeki wypływającej z resztek lodowca Elzy rozpoczęliśmy właściwą wspinaczkę. Od samego początku było to bardzo wymagające wyzwanie. Zbocze o nachyleniu około 40 stopni i do tego w 100% pokryte obsypującymi się kamieniami. Aby nie było nudno to wielkość kamieni co jakiś czas się zmieniała. Były bardzo drobne, drobne, średnie, grube. Każdy krok wymagał uwagi i pewnego postawienia stopy by nie polecieć w dół razem z obsypującymi się kamieniami. By było łatwiej wspinaliśmy się zakosami. Bardzo pomocne były kijki trekkingowe. Tak było do około 400 m.n.p.m. Na tej wysokości była czeska instalacja do badań przy której zrobiliśmy krótki odpoczynek. Powyżej było już o wiele łatwiej bo wyszliśmy na wypłaszczony teren, który zadziwił nas swoją strukturą. Czarne podłoże, z pewnością pochodzenia węglowego było obsiane niczym grzybami/naroślami w różnych kolorach: raz żółte, raz ciemno brązowe. Wyglądało to niesamowicie - jak ogród na Księżycu. Pod koniec tego wypłaszczenia znajdowały się resztki radzieckiej stacji do badań geologicznych. Z tego miejsca do szczytu było już tylko 175 m wysokości, po dosyć stromym wymagającym zboczu, ale na szczęście nie aż tak trudnym jak początek naszej dzisiejszej wspinaczki. W związku z tym po niecałej godzinie byliśmy na szczycie. Tam znowu były resztki po działalności radzieckiej w postaci wejścia do szybu kopalni, namiastki torów do wagoników, resztki budynków niewiadomego przeznaczenia. Oprócz tych budowli był też zasięg GSM więc każdy korzystał by porozmawiać z najbliższymi. Po około 45 minutach spędzonych na szczycie rozpoczęliśmy schodzenie w dół. Ponieważ nasz przewodnik Grzegorz nie miał przetestowanej, żadnej trasy w dół to zdecydowaliśmy się na zejście w kierunku opuszczonego budynku obsługi kopalni. Początkowo zejście było łagodne, ale po osiągnięciu około 600 m.n.p.m. zrobiło się zdecydowanie trudniej. To że nie schodziliśmy wydeptanym szlakiem to oczywiste, bo takich szlaków tu nie ma. Przyszło nam schodzić po luźno obsypujących się kamieniach. Było to o wiele bardziej męczące i wymagające niż wchodzenie pod górę. Mniej więcej w połowie zejścia zrobiliśmy krótki postój przy postradzieckich zabudowaniach. Były tam wyjścia z korytarzy górniczych z torami dla wagoników. Według nas mogła to być stacja napowietrzania kopalni będąc jednocześnie mieszkaniem dla obsługi. Zapewne na potrzeby mieszkańców znajdował się tam sporej wielkości bojler opalany węglem. Wydaje się, że tory służyły tu głównie dostarczaniu węgla do tej mini kotłowni. Po kilkunastu minutach eksplorowania budynku ruszyliśmy w dół. Kolejne ok 150-200 metrów zejścia to były kolejne niebezpieczne obsypujące się kamienie wymieszane dodatkowo z resztkami działalności górniczej: żelastwo czy drewniane deski i belki. Po pokonaniu tych przeszkód dotarliśmy do moreny lodowca Berti. Tu nie było już tak stromo, ale za to podłoże było zdecydowanie mniej przewidywalne bo o wiele mniej zbite z tendencją do obsypywania się. Każdy był już bardzo zmęczony i schodzenie szło nam chyba wolniej niż podejście. Może z wyjątkiem naszego przewodnika Grzegorza, który niczym kozica brykał w dół po stromych zboczach i co chwilę musiał się zatrzymywać by czekać za kimś z ekipy. W końcu dotarliśmy do czoła moreny za którym była już tundra, która była o wiele wygodniejsza do pokonania. Tundrą dotarliśmy do górniczej osady Pyramiden i tym sposobem udało mi się zobaczyć (przynajmniej z zewnątrz) to co mnie ominęło pierwszego dnia kiedy moje plecy odmówiły współpracy. W Pyramiden zrobiliśmy sobie przerwę na wypicie coli (40 NOK), piwa i zjedzenie pysznej rosyjskiej zupy solianki (120 NOK). Po takim posiłku pozostał nam tylko 5-kilometrowy marsz do bazy i około 20:30 zakończyliśmy naszą wyprawę. Łącznie wyszło nam 10 h trekkingu, ponad 21 km i ponad 800 m przewyższenia, a wszystko to w zdecydowanie niearktycznych warunkach bo z temperaturą sięgającą 16 stopni celcjusza. Rozmawiając na bazie wszyscy razem zgodnie stwierdziliśmy, że była to zdecydowanie trudniejsza trasa w porównaniu ze wspinaczką na Piramidę. Codziennie pokonujemy swoje rekordy w ekstremalnych trekkingach - aż strach się bać co będzie jutro. Na bazie czekała na nas pyszna kolacja Chili Con Carne, a po kolacji ustalenia dotyczące planów na jutro w tym koncepcji łamania kończyn sąsiadom ze stacji obok czyli Czechom. Kto słyszał ten wie o co chodzi, kto nie wie niech lepiej nie drąży tematu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (33)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 389 wpisów389 277 komentarzy277 2484 zdjęcia2484 129 plików multimedialnych129
 
Moje podróżewięcej
26.07.2024 - 06.08.2024
 
 
24.07.2021 - 06.08.2021
 
 
04.06.2019 - 14.06.2019