Pobudka była o 6, potem szybkie pakowanie, śniadanie na kwaterze i wyruszyliśmy w kierunku Viñales. Najpierw taksówką za 5 CUC z wesołym taksówkarzem na dworzec autobusów turystycznych Viazul. Tutaj zamiast do autobusu wsiedliśmy do taksówki. Razem z nami jechała Marlene, włoska studentka zwiedzająca samotnie środkową i południową Amerykę. Koszty były dzielone na 3 i dzięki temu 200km dzielące nas od Viñales pokonaliśmy znacznie szybciej za cenę nieznacznie wyższą (15 CUC) niż autobusem (12 CUC). Około 10:30 wytrzęsieni niemiłosiernie dotarliśmy do Viñales. 60 letni Chevrolet dawał radę, ale tutejsze drogi nie odpuszczały. Jeśli ktoś narzeka na polskie drogi to proponujemy krótką trasę po kubańskiej prowincji. W samym Viñales okazało się, że w casa, do której jechaliśmy nie ma miejsc, ale nie było problemu bo okazało się, że mama naszej niedoszłej gospodyni ma wolny pokój. Tym sposobem szybko wylądowaliśmy pod bardzo przyjemną miejscówką.