Tym razem podróż rozpoczęliśmy przed siódmą, kierując się na południe w stronę archipelagu wysp Florida Keys, a konkretnie do Key West. Około 200 kilometrowa droga wiedzie przez szereg wysepek połączonych miedzy sobą mostami. Po jednej stronie drogi podziwialiśmy turkusową wodę Zatoki Meksykańskiej, a po drugiej Oceanu Atlantyckiego. Szkoda tylko, że po wczorajszym upale i Słońcu nie pozostało ani śladu i nie potrafiliśmy sobie nawet wyobrazić jak turkusowe mogłyby być połacie wody w jego pełnym blasku. Przed 10.00 dotarliśmy do zachmurzonego Key West i po zostawieniu samochodu na parkingu (10$/dzień) rozpoczęliśmy zwiedzanie najbardziej wysuniętej na południe kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych. Na początek wybraliśmy się na 2 godzinną wyprawę łodzią ze szklanym dnem (40$/os.), przez które podziwialiśmy kolorowe życie na rafie. Niestety nie udało nam spotkać delfinów, ale za to jako jedyni wypatrzyliśmy ogromnego żółwia morskiego. Rejs ze względu na atrakcje, które ze sobą niesie jak i na niesamowicie turkusową wodę jest warty polecenia. W trakcie rejsu ku naszemu zadowoleniu Słońce wyszło zza chmur i po opuszczeniu łodzi udaliśmy się na spacer po malowniczych uliczkach miasta. Z najciekawszych miejsc, które odwiedziliśmy to dom Ernesta Hemingway'a, Mały Biały Dom Harrego Thruman'a, Bahama Village, Mallory Square oraz Southern Most Point. Stąd do Kuby jest tylko 90 mil. Warto wspomnieć, iż charakterystyczną atrakcją Key West są spacerujące po ulicach kury i koguty, a lokalnym przysmakiem Key Lime Pie (potwornie słodki deser z limonek). Po zmierzchu ulice zmieniają się w jedną wielką imprezę, gdzie zabawa zapewne trwa do samego rana. Nam niestety nie było dane tego sprawdzić bo wyruszyliśmy w drogę powrotną do Homestead aby nabrać sił przed kolejnym dniem naszej wyprawy.