Do Miami dotarliśmy przed godziną 11.00. Na początek pojechaliśmy obejrzeć domy Madonny i Sylvestra Stallone, a dokładnie ich byłe domu, bo podobno już je sprzedali. Domy jak to domy celebrytów były bardzo szczelnie otoczone murami, płotami oraz zielenią więc zbyt dużo nie widzieliśmy. Po tych krótkich odwiedzinach u gwiazd skierowaliśmy się w stronę Downtown czyli do dzielnicy biurowców i drapaczy chmur. Zatrzymaliśmy się w okolicach ulicy Brickell oraz ujścia do oceanu rzeki Miami. Trzeba przyznać, że położona nad wodą dzielnica wygląda bardzo interesująco. Naszym kolejnym punktem była dzielnica hiszpańska Coral Gables, w której bardzo nam się spodobał Biltmore Hotel oraz wspaniała, pełna zieleni aleja Alhambra. Po klimatach hiszpańskich przyszedł czas na klimaty kawiarniane, a te to najlepiej doświadczać w Miami w okolicach Coconut Grove. My dokładnie tam się udaliśmy i już po kilku minutach spacerowaliśmy wzdłuż ulic pełnych drobnych, ale pełnych uroku kawiarenek, restauracji, knajpek czy pubów. To tam pierwszy raz spotkaliśmy się z tym, że większość ludzi rozmawia nie po angielsku, ale po hiszpańsku. To koronny dowód na to, że Miami rozrosło się dzięki napływowi ludności z Kuby oraz innych krajów Ameryki Środkowej czy Południowej. Po tych wrażeniach udaliśmy się na wyspę Key Biscayne do parku stanowego "Bill Baggs Cape Florida State Park". W parku tym niestety nie udało nam się wejść na latarnię morską gdyż wstęp był już zamknięty, ale już samo obejrzenie jej z zewnątrz było bardzo dużą atrakcją. W drodze powrotnej z wyspy podziwialiśmy piętrowe "parkingi" dla żaglówek i innych obiektów pływających. Było to coś na kształt magazynu wysokiego składowania, gdzie piętrowo na pólkach (pewnie za pomocą wózka widłowego) składowane są łódki. Przy okazji udało nam się znaleźć doskonałe miejsce, z którego mogliśmy podziwiać panoramę Downtown od strony oceanu. Ponieważ robiło się już ciemno nasze kroki skierowaliśmy w stronę South Beach, a dokładnie w kierunku Ocean Drive, bo to tam koncentruje się życie nocne Miami. Biorąc pod uwagę, że parkingi są tam płatne od 5 rano do 3 w nocy to pewnie tak długo trwa nocne życie w tej części Miami. My niestety nie mieliśmy tyle czasu i musieliśmy się ograniczyć do krótkiej przejażdżki oraz spaceru wzdłuż Ocean Drive. W czasie spaceru mijaliśmy bardzo miłą dla oka, charakterystyczną zabudowę w stylu Art Deco oraz trafiliśmy pod dom przed, którym płatny morderca zabił Gianniego Versace. Choć przez krótką chwilę mieliśmy okazję poczuć atmosferę tego miejsca. Mimo, że było już ciemno nie odmówiliśmy sobie przyjemności odwiedzenia słynnej Miami Beach. To miejsce z pewnością odwiedzimy jeszcze w ciągu dnia i z pewnością wrażenia będą zupełnie inne. Na koniec naszej wizyty w Miami udaliśmy się jeszcze raz w kierunku wyspy Key Biscayne by ponownie móc podziwiać panoramę Miami, tym razem w jej nocnym wydaniu. PO tym wszystkim zapakowaliśmy się do naszego auta i wróciliśmy autostradą nr 95 do Stuart.