Dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie bo już o 6 rano. Zjedliśmy szybkie śniadanie, zrobiliśmy podsumowanie planów na dzisiejszy dzień, zatankowaliśmy samochód (3.29 $/galon) i ruszyliśmy w drogę. Mimo, że dziś nie było dużo jeżdżenia to i tak amerykańskie autostrady dały się nam w kość. Można powiedzieć, że są one nudne jak flaki z olejem. Droga szeroka na 3 pasy w każdą stronę, ruchu praktycznie nie ma. Wydaje się, że nic tylko jechać. Jednak nie tak łatwo. Tutaj nikt nie jeździ jak po Europie, tutaj jak jest ograniczenie do 55 mil/h to wszyscy jadą zgodnie z ograniczeniem. Po prostu mimo, że masz pod maską ponad 3 litrowy, pewnie ponad 200 konny silnik to i tak wykorzystywane jest drobny procent tej mocy. Jeśli do tego dołożyć automatyczną skrzynię biegów oraz tempomat to przepis na jazdę autostradą jest następujący. Wjeżdżasz na autostradę, rozpędzasz się na ile pozwala ograniczenie prędkości, włączasz tempomat i nogi możesz wystawić za okno. Jedzie się zatem tak jak wszyscy inni z prędkością około 100 km/h. Dodatkowo zauważyliśmy, że Amerykanie nie uznają takiego manewru jak zmiana pasa ruchu, bo w sumie po co skoro i tak wszyscy mają prawie tę samą prędkość. W tej sytuacji jedynie czym się zajmuje kierowca to kontrola kierunku jazdy. Zapewniam, że po kilkudziesięciu km robi się to strasznie nużące i doskonale rozumiem już prace Google nad samochodem bez kierowcy. To tyle o autostradach wracajmy do zwiedzania. Po przejechaniu 187 km przed 11 dojechaliśmy na przylądek Cape Canaveral, a dokładnie do ośrodka NASA o wdzięcznej nazwie Kennedy Space Center (wstęp 53$ za osobę dorosłą oraz parking 10$ za samochód). Zwiedzanie całości zajęło nam prawie 6 godzin, a największe wrażenie zrobiły na nas (oceny od 1 do 6). Ogród rakiet z przedstawionymi replikami rakiet startujących z ośrodka NASA, gdzie mieliśmy okazję przymierzyć się do kapsuły, w której przebywali kosmonauci - ocena 4. Film 3D Imax pokazujący życie na krążącej po orbicie stacji kosmicznej - ocena 6. Symulacja startu promu kosmicznego - ocena 6. Na koniec odwiedziliśmy Centrum Programu Apollo i mogliśmy poznać wielkość rakiety Saturn V, którą Amerykanie pierwszy raz polecieli na księżyc - ocena 6. Ekstra atrakcją, na którą udało nam się trafić było spotkanie Samem Durrance, czyli amerykańskim kosmonautą, który uczestniczył w dwóch misjach kosmicznych promem Columbia (1990r i 1995r). Po zakończonym zwiedzaniu pojechaliśmy do Daytona Beach gdzie uzupełniliśmy kalorie jedząc burritos w Taco Bell, a także zawitaliśmy do naszego hotelu gdzie mamy właśnie okazję nadrobić zaległości w pisaniu bloga.