Tym razem pobudka była o 5:30. Wszystko przez to, że z uwagi na planowaną długą trasę po zakończeniu zwiedzania chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Parku Narodowego Sekwoi. Wyjazd był tuż po godzinie 7 i gdyby nie to, że delikatnie nas nawigacja wyprowadziła w pole to pewnie byśmy dotarli przed 9, ale i tak nie było źle bo dotarliśmy z kilkunastominutowym opóźnieniem. Kupiliśmy wejściówkę całoroczną do wszystkich parków narodowych (80$/samochód) i już kilka minut po 9 wyruszaliśmy na szlak w stronę sekwoi, a konkretnie w stronę drzewa o nazwie Generał Grant. To drugie co do wielkości (masa + objętość) drzewo na świecie – 81m wysokości i 33m obwodu pnia. W drodze pod tego olbrzyma spotkała nas niemiła przygoda. Karolinę ugryzła w rękę osa i cofaliśmy się ze szlaku do samochodu. Na szczęście poza bólem i spuchniętym ramieniem nic poważnego się nie stało. Wracając do sekwoi to drzewa te są tak olbrzymie, że nie sposób zmieścić je w całości w kadrze, a dodatkowo człowiek jest przy nich jak mała kruszynka. Spod Generała Granta pojechaliśmy na położony w Grant Grove punkt widokowy, z którego podziwialiśmy niesamowitą panoramę okolicznych gór, lasów i jezior. Stąd w części nieutwardzoną drogą wybraliśmy się do Redwood Mountain Grove, gdzie była okazja pospacerować miedzy tymi olbrzymami, podejść do samego pnia, dotknąć go, poczuć jego korę, pooglądać szyszki. Kolejny zaplanowany przez nas punkt to największe drzewo na świecie czyli Generał Sherman (9m średnicy i 84m wysokości). W okolicy tego giganta trafiła nam się dodatkowa atrakcja jaką było spotkanie z dziko żyjącym niedźwiedziem. Podchodził bardzo blisko, ale nie był zainteresowany obserwującymi go ludźmi. Zajmował się swoimi sprawami. Spod Generała Shermana pojechaliśmy pod Giant Forest Museum gdzie zostawiliśmy samochód i już autobusem pojechaliśmy pod olbrzymi granitowy monolit czyli Mono Rock. Stad znowu mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę okolicznych gór i lasów. Jeden przystanek autobusu dalej odwiedziliśmy Tunnel Log czyli tunel w zwalonym pniu sekwoi pozwalający na przejechanie przez niego samochodu. Wracając autobusem do samochodu znowu spotkaliśmy niedźwiedzia. Tym razem był to młody niedźwiadek i tylko z autobusu. Po tych atrakcjach pozostała już tylko droga do motelu. Tym razem prawie 4 godziny. Podsumowując jeżdżenie po USA stwierdziliśmy, że amerykanie praktycznie nie stosują takiego manewru jak wyprzedzanie (tak jak to znamy z Polski – ze zmianą pasa na przeciwny). Wyprzedzają się jedynie na autostradach, a na zwykłej drodze jadą spokojnie jeden za drugim. Ponadto na autostradach, często 4-6 pasmowych nie ma żadnych zasad, który z pasów jest najszybszy. Normą jest wyprzedzanie zarówno z prawej jak i lewej strony. Na tych i innych rozważaniach minął nam czas oraz dystans i chwilę przed 21 zameldowaliśmy się naszym motelu. Tutaj znowu była niespodzianka bo obsługa nie poradziła sobie z naszą rezerwacją. Wydali nam pokój na 2, a nie na 4 osoby. Do tego skasowali nas po cenie z ulicy, a nie po cenie z Internetu. Potem trzeba było wszystko odkręcać co trwało ponad pół godziny. Nie byliśmy oczywiście z tego zadowoleni bo dla nam każda strata czasu to krótszy sen.